Mój wujek zawsze nazywał mnie „chłopcze”, nawet kiedy skończyłem 18 lat, i zwykle mnie to irytowało. Ten mężczyzna powiedział to z taką władczością w głosie, że nie miałem mu tego za złe. Z wyglądu wydawał się mieć około 55 lat, miał metr osiemdziesiąt wzrostu i lekką łysinę, więc zapewne dla niego byłem właśnie „chłopcem”.

– Andrzej. – odpowiedziałem – Szukam pracy. Za czasów studiów obsługiwałem ludzi przy stolikach i za barem.

Zmierzył mnie wzrokiem od stóp do głów. Mimo że byłem znacznie wyższy, przytłaczał mnie swoją osobą, jakby rozbierał w wyobraźni. Miałem być kelnerem z nagim torsem, więc w sumie wszystko się zgadzało.

– Czy możesz zacząć dziś wieczorem, chłopcze? – zapytał.

– Tak.

– Zjaw się o dziesiątej. Strój będzie na ciebie czekał. Jakieś pytania?

Miałem ich mnóstwo, ale czułem się lekko przytłoczony. Ucieszony z posady, odpowiedziałem jedynie, że nie mam żadnych wątpliwości. Koleś wrócił do swoich obowiązków i zignorował mnie. Poczułem się niezręcznie, ale pomyślałem, że cała robota papierkowa może poczekać. Poszedłem do domu.

Cieszyłem się, ale nie wiedziałem co mężczyzna miał na myśli mówiąc o „stroju”. Wiedziałem że to praca topless, więc najwidoczniej chodziło mu o jakieś spodenki, albo coś w tym rodzaju.

Nocne temperatury na Gran Canarii wahają się w zakresie dwudziestu kilku stopni, więc większość klubów otwiera się właśnie wtedy, aby uniknąć zgiełku dnia i móc wystawić stoliki i krzesła na ulicę. Przygotowałem się do wyjścia i udałem do baru. Przybyłem o dziesięć minut za wcześnie, chcąc zrobić dobre wrażenie. Miejsce dopiero się otwierało. Zauważyłem w środku dwóch kolesi, ale obydwaj mieli na sobie t-shirty. Zobaczyłem faceta z którym rozmawiałem wcześniej i zdałem sobie sprawę, że nie wiem jak ma na imię. Podszedłem bliżej.

– Hej, to ja. Rozmawialiśmy kilka godzin temu…

– Idź za mną. – zażądał.

Przeszliśmy przez drzwi za bar, do małego biura i schowka jednocześnie.

– Podpisz się tutaj.

Wręczył mi jakieś papiery, w całości po hiszpańsku. Nic z nich nie rozumiałem, ale domyśliłem się, że to zapewne mój kontrakt.

– Stawka to 2 euro za godzinę. Możesz zatrzymać wszystkie napiwki. Stój leży tam. Masz obsługiwać stoliki, przynosić zamówienia na bar i odbierać zapłatę. Jakieś pytania?

Postawił pytanie w oznajmiający, a nie pytający sposób, więc nic nie odpowiedziałem.

– Jak pan ma na imię? – powiedziałem.

– Mów mi „szefie”.