Świetnie mi szło, dopóki nie dotarłem do genitaliów. Penis zdążył już na wpół zmięknąć, ale gdy tylko się o niego otarłem, aż podskoczył. Nie miałem większego wyboru, więc złapałem go i zacząłem się masturbować. Zamknąłem oczy i dałem się ponieść żądzy. Dosłownie już po kilku sekundach wystrzeliłem spermę na ścianę kabiny. Musiałem przygryźć wargę, żeby powstrzymać jęki. Stałem jeszcze chwilę w gorącym strumieniu żeby złapać oddech. Kiedy się wycierałem, kusiło mnie żeby znowu spojrzeć na magazyn, ale powstrzymałem się ponieważ penis aż zadrżał na samą myśl, dając znać że wtedy znowu wystrzeli w górę. Założyłem ubrania i wróciłem do kuchni, gdzie pan Romek mył akurat kubki z których piliśmy. Wskazał głową na suszarkę i powiedział że ubrania będą gotowe za jakieś 5 minut.    

Podszedłem do okna i zauważyłem że burza całkowicie się uspokoiła, i został po niej tylko lekki kapuśniaczek. Woda płynęła rowami, ale za parę godzin sytuacja powinna się uspokoić. Nagle zadzwonił telefon, więc sąsiad odebrał i wdał się w rozmowę o tym czy są u niego jakieś zniszczenia. Odpowiedział że spadło sporo deszczu, ale nie sądzi żeby cokolwiek zniszczył. Wszystko powinno wrócić do normy za kilka dni. Wtedy się rozłączył i powiedział że to był mój ojciec, który chciał się upewnić że wszystko jest w porządku.           

Powiedział też żebym zobaczył czy ubrania już wyschły. Jeśli tak, to mogłem zostawić ciuchy które mi dał, na suszarce. Mimo iż moje własne nie były idealne, wolałem je już zabrać i szybko na siebie założyć. Czułem na sobie wzrok sąsiada, ale nie odwróciłem się żeby to potwierdzić. Kiedy już naciągnąłem spodnie na tyłek, usłyszałem jak zbliżył się korytarzem. Powiedział że moje buty nadal są mokre, ale mogę pożyczyć jego gumowce. Wziąłem je i podziękowałem mu za wszystko, po czym wyszedłem na mokrą, gliniastą drogę. Ruszyłem do domu poprzez kępki trawy, ponieważ wszystko wokół było zalane.      

Kiedy już dotarłem na miejsce, ojciec był w drodze na pola, ze szpadlem w dłoni. Zawołał żebym odłożył rzeczy i przyszedł mu pomóc. Złapałem więc swoją łopatę i pobiegłem do niego. Skierowaliśmy się na sam koniec naszych pól, mijając po drodze mnóstwo zapełnionych rowów, żeby wyczyścić ten największy, do którego wszystkie spływały. Trzeba było go udrożnić z gałęzi, trawy i śmieci które przyniosła ulewa, żeby pozbyć się wody stojącej w polach, i zminimalizować straty.           

Szczerze mówiąc, lubiłem zabawy w błocie i w wodzie, więc podobało mi się to zajęcie. Kiedy już skończyliśmy, większość wody spłynęła z rowów i zostały po niej małe strużki. Myśląc że to koniec, skierowałem się w stronę domu, ale ojciec przypomniał mi że teraz musimy pójść pomóc panu Jackowskiemu w tej samej czynności. Kiedy już doszliśmy na miejsce, sąsiad już tam pracował. Wkrótce woda płynęła już swobodnie, a tata z sąsiadem rozmawiali przez chwilę o nawałnicy. Dołączyłem do nich po krótkim czasie, kiedy skończyłem pracować nad swoją połową drogi. Po wszystkim poszliśmy do domu, zadowoleni z wykonanej pracy. 

Trzy dni później mój tata z sąsiadem zaczęli już prace polowe. Z pomocą traktora, szybko się uwinęliśmy i zwieźliśmy jego plony do silosa. Całe zbiory zajęły nam trzy dni, a skończenie naszej części pól mogłoby nam zając tylko cały weekend. W poranek przed żniwami poszedłem z tatą pracować, jeszcze zanim pan Jackowski pojawił się ze swoją przyczepą. Pracowaliśmy aż do południa, a wtedy poszliśmy przegryźć kanapkę i napić się wody. Po przerwie tata zajął się rozładowywaniem przyczepy, a ja z sąsiadem wsiedliśmy na traktory. W pewnym momencie byliśmy gotowi do zsypu zboża, ale taty nadal nie było. Widocznie coś go zatrzymało. Zsiedliśmy więc z maszyn i schroniliśmy się w cieniu jedynego drzewa w okolicy. Pan Romek odpiął sprzączki ogrodniczek, zdjął przepocony t-shirt i zawiesił go gałęzi. Patrząc na bezchmurne niebo i nie czując ani krzty wiatru, poszedłem w jego ślady i rozpiąłem spodnie żeby nieco się przewietrzyć.  

Spojrzałem na kroplę potu spływającą mi po gładkiej piersi, po czym spojrzałem na pana Jackowskiego, i jego owłosioną klatę i brzuch. Wilgotne od potu włosy przylegały do jego ciała. Poczułem łaskotanie w kroczu i pośpiesznie odwróciłem wzrok. Usłyszałem coś rozbryzgującego się o drzewo, zerknąłem w tamtą stronę i zobaczyłem wielką żołądź penisa sąsiada sikającego na pień. Mój penis natychmiast stanął na baczność i musiałem go złapać, żeby nie uformował mi namiotu w spodniach. Pan Jackowski popatrzał na mnie, szeroko się uśmiechnął i powiedział że wyglądam jakbym potrzebował sobie ulżyć, ale w inny sposób niż on. Poczułem że moja twarz zrobiła się czerwona i gorąca, ale nie puszczałem krocza. 

Pan Romek rozejrzał się wzdłuż drogi i powiedział że nikt się nie zbliża, więc mogę sobie ulżyć bo widocznie się męczę. Nic nie odpowiedziałem, tylko stałem w bezruchu, z pulsującym penisem w dłoni. Dodał żebym się nie przejmował, bo jemu ten widok nie będzie przeszkadzał. Podszedł bliżej, położył mi dłoń na plecach i pogładził je aż do wysokości majtek. Zatrzymał się zaraz nad pośladkami i powiedział że wszystko jest w porządku, i mogę sobie zrobić dobrze. Drugą dłoń wsunął z przodu ogrodniczek, w stronę penisa. Westchnąłem, nie wierząc w to co się działo, ale nie narzekałem na swój los. Rozluźniłem swój uścisk na członku i pozwoliłem mu go objąć. Natychmiast zaczął go masować, a ja syknąłem przez zęby, usiłując się nie spuścić prosto w gacie.