Kuba siedział przy stole ze sztucznego dębu w sali konferencyjnej w chłodnym pokoju, czekając na rozpoczęcie spotkania.
Ewelina usiadła naprzeciw niego. Podniósł głowę w samą porę, by dojrzeć skrawek dekoltu, gdy dekolt jej miękkiej niebieskiej bluzki opadał, kiedy pochyliła się do przodu. I patrzył, jak jej klatka piersiowa podskakuje, kiedy przysunęła krzesło do stołu.
– Jak minął dzień, Kuba? – zapytała.
– Właśnie stał się lepszy – powiedział, wciąż szczerząc się z powodu tego, co mu się podobało. – Ale będzie świetnie, powiedzmy, szósta, kiedy będę u Toma w barze.
Ewelina zacisnęła usta, zmieszana.
– Uciekam. Szybka ucieczka z biura, ucieczka, której potrzebuję.
– Sprawiasz, że wychodzenie z biura o przyzwoitej godzinie brzmi tak nielegalnie.
– Czasami wyrwanie się z więzienia jest przestępstwem. Innym razem może to być jedyny sposób na przetrwanie.
– Rozważałabym też ucieczkę, gdybym nie pracowała jako strażniczka więzienna.
– Bar u Toma brzmi jednak nieźle – Postukała piórem w różowe usta.
Spotkanie rozpoczęło się, gdy szef działu odstawił obok swoich akt filiżankę parującej gorącej kawy. A dwie godziny później zakończył spotkanie, chwytając pusty kubek po kawie.
Kuba wstał i przeciągnął się. – Tego rodzaju spotkania są powodem ucieczek z więzienia.
Zerknął na Ewelinę, mając nadzieję na kolejny rzut oka na dekolt.
Zaintrygował go jej delikatny urok, który pasował do jej miękkiego ciała. Ani bluzka, ani beżowa biznesowa marynarka nie mogły zakryć zgrabnej piersi. I miała taką wagę, aby jej spódnica pasowała do jej sylwetki.
– Za dwie godziny będę uciekać – Kuba złośliwie uniósł brwi. – Zapraszam do pójścia ze mną lub spotkania się ze mną później. Będziemy po prostu spędzać czas bez rozmowy o tym kołchozie lub ciężkich chwilach.
Uśmiechnęła się tylko i oboje opuścili salę konferencyjną przez oddzielne drzwi.
Kuba odpoczywał w gładkim dębowym barze, doceniając jęczmienny smak trzeciego ciemnego piwa i towarzyszący mu swobodny szum. Ale nagle otrząsnął się ze swojego stanu, kiedy ramię owinęło się wokół jego szyi i zacisnęło.
Chropowaty głos warknął mu w uchu. – Strażnik wysłał po ciebie ogary kilka godzin temu, ty sukinsynu. Ale do diabła z tymi psami, wiedziałam dokładnie, gdzie cię znaleźć.
Następnie ramię zacisnęło się. Twarz Kuby była wykrzywiona, a ręce ściskały bar.
– Szpiedzy są wszędzie – dodał głos. – Więc bądź cicho i kup mi drinka.
Potem ramię zwolniło uchwyt.
Kuba odwrócił się i zobaczył Ewelinę. Pochyliła się i wyła ze śmiechu, trzymając dłoń na jego stołku. Barman też się śmiał.
– Co… – Kuba wyrzucił z siebie te słowa. Jego twarz wciąż była czerwona.
Odzyskując rezon, Ewelina powiedziała: – Nie zadzieraj z naczelnikiem, synu.
– Cholera, Ewelino, byłem gotów…