– Nie – odpowiedziałem z zaciekawieniem. Wiedziałem, że jestem w śmiertelnym niebezpieczeństwie i że jej ojciec pragnie mojej głowy na palu. To jedyna rzecz którą powinienem sobie zaprzątać głowę, ale coś w jej tonie głosu przykuło moją uwagę. Przytaknąłem na znak, żeby kontynuowała.

– To Wieża Pokuty. Wielu przed tobą znalazło się w tych kajdanach, niektórzy umarli w tym pomieszczeniu, a inni zostali uwolnieni po czasie. Wszystkich zapomniano. Ucieczka jest niemożliwa, a więźniowie są całkowicie zdani na łaskę strażnika. Tylko strażnika, nikogo innego. Nikt poza nim nie ma prawa wstępu do tego miejsca, tak stanowi prawo.

– Masz na myśli, że zostanę twoim więźniem, odpokutuję za winy a ty może mnie kiedyś uwolnisz? W takim układzie chyba jednak spróbuję swoich szans w starciu z katem. Jak to się stało, że wprowadzono w życie takie szalone prawo? – powiedziałem zbyt głośno, śmiejąc się nerwowo.

– Wieku temu pewna kobieta została skrzywdzona. Stara opowieść traktuje o zdradzie, kłamstwach i utraconej miłości. Mężczyzna miał być stracony, ale kobieta poprosiła o łaskę. Tak, aby umieszczono go w tej wieży, będąc zdanym całkowicie na jej kontrolę. Zmarła, zanim zdecydowała o jego uwolnieniu. Od tego czasu mężczyźni decydują się na pełne oddanie miłosierdziu kobiet w tym przybytku. Mogą zostać pokutującymi więźniami.

– A co stało się z pierwszym mężczyzną?

– Zmarł w tychże kajdanach, po wielu latach udręki i bólu. Furia nigdy nie opuściła kobiety, nie przebaczyła mu kłamstw.

– Dlaczego więc proponujesz mi takie rozwiązanie, przecież to szaleństwo?

– Oferuję, ponieważ posiadanie ciebie jako więźnia sprawiłoby mi przyjemność. Miałabym zabawkę do dręczenia lub uwielbienia, wedle zachcianki. Przetrzymywaną tu tak długo, jak uznam za stosowne i być może wypuszczoną po czasie, tak czy inaczej.

Jej wyraz twarzy sprawił, że poczułem dreszcz na całym ciele. Serce przyspieszyło, a krew pulsowała w żyłach. To było prawdziwe- szaleństwo które proponowała, nie było ułudą. Pobiegłem w stronę drzwi i uciekłem wąskimi, krętymi schodami. Balansowałem na granicy pośpiechu i strachu. Dysząc, dotarłem do drzwi wieży, pod którymi stało półkole mężczyzn. Dwudziestu rosłych chłopa z halabardami, kuszami i poważnymi wyrazami twarzy. Ich Pan siedział na koniu za nimi, patrząc na mnie uważnie i zdecydowanie.

Wyciągnąłem miecz z pochwy i wycofałem się do środka. Wszedłem do góry schodami, którymi chwilę wcześniej zbiegałem w przerażeniu.

– To trudne, nieprawdaż? – zapytał głos za moimi plecami. – Możesz stąd wyjść i umrzeć. To prawdopodobnie stanie się szybko, ale ojciec czasami potrafi być okrutny. Jedyną alternatywą jest ta wieża i pozostanie moim więźniem. Być może myślisz o porwaniu mnie w ramach zakładnika, żeby wykupić wolność… To może zadziałać, ale w razie niepowodzenia twój los będzie przesądzony.

O autorze