Szaleństwo.

W zasadzie, „szaleństwo” nie oddawało w pełni tego co się działo.

Robert nie wiedział co ma myśleć. Nie wierzył w demony ani żadne inne nadprzyrodzone rzeczy. Po prostu, z tego co wiedział, nie było żadnych niezbitych dowodów na ich istnienie. Jeśli ktoś by go zapytał tydzień wcześniej czy demony istnieją, zaśmiałby się i pomyślałby że osoba pytająca to jakiś kompletny idiota.

Teraz jednak, przypisano mu zadanie pilnowania pewnego… czegoś. Był pewien że szczegóły akcji były pilnie strzeżone, z uwagi na szczególny charakter całej organizacji. Mimo to, szybko rozeszły się wieści że miał strzec czegoś „bezbożnego”.

Ta naturalnie wzmożyło jego ciekawość. Jak coś takiego mogło być złapane i trzymane w zabezpieczeniu? Jak naprawdę wyglądało? Jak się żywiło i skąd pochodziło? Jeśli to coś naprawdę było złe do szpiku kości, to co to dla niego oznaczało?

Mimo zagrożenia, był jedynym strażnikiem na nocnej zmianie. Mógł sobie tylko wyobrażać te wszystkie okropieństwa, bo przecież istnieją nikłe szanse że w ogóle będzie mógł to „coś” zobaczyć na własne oczy, prawda?

Jego koledzy z pracy opowiadali mu szalone historie. Legenda wokół przedmiotu pilnowania urosła do niesamowitych rozmiarów. Mówili nawet o czterometrowej bestii zbudowanej jak starożytny posąg, z rozłożystymi skrzydłami złożonymi na plecach. Ponoć stopy miała zakończone szponami, a czerwone i skrzące oczy wręcz przebijały wzrokiem każdego napotkanego człowieka. Miała szczękę z kłami godnymi prawdziwego drapieżnika żywiącego się ludźmi. Wabiła ich do siebie, jakimiś czarodziejskimi sposobami wchłaniała ich siły życiowe, i powoli doprowadzała do długiej agonii.

Robert podchodził sceptycznie do całej opowieści.

Bestia miała być zamknięta w klatce na najniższym poziomie twierdzy, z udziałem najbardziej zaawansowanych zabezpieczeń. Tylko autoryzowane osoby mogły wejść do komnaty w której się znajdowała i nawet strażnicy uzbrojeni po zęby nie mogli tam wchodzić bez powodu.

Mimo iż Robert nie wierzył współpracownikom (to wszystko brzmiało dla niego jak bajki), to kiedy bestia uwolniła się z okowów i pojawiła się przed nim na korytarzu, jego krew zmieniła się w lód.

Jeśli to nie był demon z piekła rodem, to stracił wiarę w porządek wszechrzeczy.

Organizacja miała jasne zasady związane z nagłymi sytuacjami, na przykład ucieczką niebezpiecznej kreatury. Istnienie takich bestii nie mogło wyjść na światło dzienne, szczególnie z rządowego budynku. Dlatego też, kiedy tylko coś takiego się działo, wszystkie drzwi się zamykały a czerwony alarm znakował wszystkie korytarze.

Istniało niebezpieczeństwo że uciekająca bestia zostałaby uwięziona w jednym pomieszczeniu ze strażnikiem. Robert musiał nawet podpisać pewien dokument w którym było opisane ryzyko i odpowiedzialność ciążąca na organizacji. Powiedziano mu że rząd woli aby zginął jeden pracownik, niż żeby jakakolwiek kreatura postawiła stopę poza murami budynku. Nie wiedział na ile mógł ufać bandzie naukowców, ale wierzył że nikt nie chciałby płacić wysokiego odszkodowania rodzinie tragicznie zmarłej osoby. Poza tym, wypłata naprawdę była niezła…

Nigdy wcześniej nie sądził że ryzyko było aż tak wysokie. W końcu, co by się mogło stać na recepcji?! Pracował tylko w holu głównym. Nie miał być strażnikiem żadnej celi ani klatki i nie zamierzał się zbliżać do żadnej bestii, ani żadnego rządowego sekretu…

Dlatego też, lekko mówiąc zdziwił się kiedy utknął w tymże holu z wielkim, wściekłym demonem patrzącym na niego wygłodniałymi oczami.

Szczerze mówiąc, nie miał pojęcia jak powinien wyglądać prawdziwy demon, ale kiedy usłyszał potworny warkot wydobywający się zza stalowych drzwi (utrzymujących resztę rządowej bazy w bezpieczeństwie), to poczuł że krew odpływa z jego twarzy i zaczął się trząść. Potwór wyglądał jak coś co nie należało do ziemskiego życia.

Powinien był wiedzieć że powinien natychmiast uciekać. Zamiast tego, jego umysł się zaciął i był w stanie jedynie patrzeć na niego z ponurą fascynacją, niezdolny do ruchu. Nawet nie krzyczał. Mógł go tylko obserwować i rozmyślać nad dobrą wymówką dla istnienia takiej bestii. Żadna niestety nie przyszła mu do głowy.

Kiedy demon przeszedł przez drzwi, pomyślał sobie „Dobra, to koniec.”

Nie było to zbyt poetyckie ani bohaterskie. Nie były to ostatnie słowa, o które można by podejrzewać kogoś kogo ciało zapewne będzie wkrótce leżało martwe w kącie pomieszczenia. Robert był całkowicie zrezygnowany, gdy nagle spojrzał na wielkie mięśnie, upiorną głowę i długie kły drapieżnika.

Bestia zatrzymała się i popatrzała na niego spod przymkniętych powiek. Nagle wydawała się być spokojna.

Wszystkie otaczające drzwi już dawno się zamknęły, więc Robert mógł jedynie czekać na żołnierzy którzy go odnajdą i zastrzelą bestię. Czerwone, migające światło alarmu mąciło mu w głowie.

Potwór spojrzał na niego przeszywającym wzrokiem i coś zmieniło się w jego twarzy. Czy to był uśmieszek?

Robert zrobił nagle kilka kroków w tył, ponieważ uderzyła go fala gorąca i żądzy płynąca od bestii. Czuł się jakby wypił butelkę dobrego alkoholu. Jego kończyny się rozgrzały, na skórze wystąpiła gęsia skórka, a przez ciało przelało się ciepło.

– Widzę że nadal jesteś świadomy. – powiedział demon, oblizując suche usta.

Podszedł powoli do niego, ciężkimi krokami. Robert zatrząsł się i wskoczył za kontuar recepcji. Pchnął krzesło pod nogi kreatury. Demon pozostał niewzruszony. Podniósł je, złamał wpół i odrzucił kawałki jakby były zaledwie zapałkami. Zbliżał się, dopóki nie oparł wielkiego brzucha o biurko.

– Proszę… – wyjąkał mężczyzna – Zrobię co tylko zechcesz… Chcę żyć! Proszę, nie…

Nie dokończył nawet zdania. Demon ukląkł i sięgnął wielką umięśnioną łapą ponad biurkiem. Podparł brodę Roberta długim pazurem i podniósł ją ku swojej twarzy.

– Tak jak sądziłem. – wyszeptał – Wydajesz się być zdrowym okazem człowieka. Młody, w kwiecie wieku. Tak długo mnie więziono… Chyba nie pozbawiłbyś biednego demona prawa do wolności, prawda?

Jego ton głosu zmienił się na nieco agresywny. Brzmiał groźnie i niemal uwodzicielsko. Cała ta gadka o długim uwięzieniu i żądzy sprawiała że Robertowi kręciło się w głowie.

– Nie chcę umierać. – powiedział chłopak.

Zacisnął dłonie w pięści, a jego serce waliło jak młot. Serce demona również przyspieszyło, napełniając żyły na jego muskularnych ramionach.

– Nie musisz umierać, Robercie. – powiedział demon, odczytując tabliczkę z jego imieniem – Mogę zrobić z tobą co zechcę, bez zabijania. Mógłbym cię uśmiercić na wiele bolesnych sposobów, ale wolę moje zdobycze żywe i ciepłe.

Oddech mężczyzny przyspieszył. Jego umysł zamroczył się, bo całe powietrze było przesiąknięte żądzą. W oczach bestii było coś hipnotyzującego. – O tak… – powiedział demon z uśmiechem – Już jesteś chętny.