Uparcie wypierałem rzeczywistość, mimo iż Marta trzymała w dłoni miotłę, po czym oparła ją o ścianę mauzoleum zaraz obok kilku kolejnych. Sam nie wiem czy śniłem, czy nie. Popatrzałem na nią i była tak piękna w świetle księżyca, że nie wyśniłbym sobie czegoś wspanialszego. Czerwone włosy lśniły a suknia powiewała na wietrze, jakby żyła własnym życiem. Wysokie obcasy podkreślały smukłe łydki, a ja zapragnąłem jej jeszcze bardziej.
Kiedy zbliżyliśmy się do tłumu, doliczyłem się jedenastu ludzi. Z nami dwoma, było nas trzynastu. To był sabat. Wiedziałem kilka rzeczy o wiedźmach ponieważ studiowałem z jedną, która opowiedziała mi to i owo. Nasze drogi się rozeszły, ale kiedy widziałem ją po raz ostatni, powiedziała mi że pewnego dnia zwiążę się ze światem magii, ponieważ to moje przeznaczenie. Nie miałem pojęcia o czym wtedy mówiła, aż do teraz. Od razu wiedziałem, że tej nocy stanie się coś niezwykłego. Prawdopodobnie miałem być częścią jakiegoś prastarego czarnego rytuału. Jeśli tylko wyszedłbym z niego cało, nie miałem nic przeciwko. To tylko dodawało emocji mojemu nudnemu, codziennemu życiu. To było o wiele bardziej ekscytujące, nawet niż sam Irak.
Kiedy zbliżyliśmy się do pozostałych, jeden z uczestników odwrócił się w naszą stronę z głową kozy na ramionach. Ciężko w to uwierzyć, ale przede mną stał dorosły, nagi mężczyzna, z głową kozy. Gdy spojrzałem w dół, okazało się że miał również kozie nogi. Czy to naprawdę się działo? Nie byłem pewien, poza tym że stojąca obok mnie Marta zaczęła się rozbierać. Wtem uderzyło mnie że ja sam byłem całkowicie nagi, co najmniej od momentu w którym przylecieliśmy na miejsce.
Człowiek-kozioł podszedł do nas i powiedział głębokim głosem:
– Witajcie, moje dzieci.
Marta odpowiedziała mu z pokorą:
– Witaj, mistrzu. To jest…
– Wiem kto to jest i dziękuję ci, że go tu dziś przyprowadziłaś. To niezwykła okazja.
Kobieta pocałowała wtedy jego dłoń, z wielkim respektem i podziwem, po czym odwróciła się do mnie i powiedziała:
– Zrób to samo.
Nie wiedziałem czy powinienem, ale zdecydowałem się nie opierać i wykonać polecenie.
– Chodźcie bliżej, moje dzieci. Zaczynajmy! – powiedział człowiek-kozioł.
Grupa ludzi zaczęła się przemieszczać w stronę ogniska i właśnie wtedy zauważyłem piękną, nagą dziewczynę leżącą na płycie obok mauzoleum. Była do niej przywiązana. Kończyny miała wyciągnięte i leżała na plecach, obserwując rozgwieżdżone niebo jasnozielonymi oczami. Kontrastowały idealnie z rudymi włosami, i nadawały jej tajemniczej aury. Pomiędzy małymi piersiami trzymała czarną świeczkę w pojedynczym świeczniku. Drugi był umieszczony na ogolonej cipce. Na pępku leżał metalowy pentagram, kielich, czerwona świeca i wreszcie rytualny sztylet o podwójnym ostrzu, ułożone w okręgu. Człowiek-kozioł wystąpił naprzód, odwrócony w jej stronę, a Marta przyciągnęła mnie do formującego się koła obserwatorów. Wódz zwrócił się do zgromadzonych, choć miałem wrażenie że mówi tylko do mnie.
– Moje dzieci, nasza siostra Marta przyprowadziła do nas wspaniały prezent. Ten, na który czekaliśmy zbyt wiele księżyców. Tej nocy, On zgodził się zstąpić pomiędzy nas w ludzkiej formie. Dlatego też, złóżmy hołd jego świetności.
Podniósł sztylet i narysował w powietrzu pentagram, zaraz przed nagą kobietą na ołtarzu. Następnie uniósł do ust kielich i napił się z niego, a wszyscy się do nas zbliżyli. Marta złapała mnie za ramię i upadła na ziemię, pociągając mnie za mną tak, że wylądowałem na niej. Leżeliśmy u stóp wodza i ołtarza. Mój penis od jakiegoś czasu był już w pełnej erekcji i wszyscy go wyraźnie widzieli. Jego czubek dotknął cipki Marty podczas upadku, i jego wrażliwość znacznie wzrosła. Wiedziałem że tym razem na pewno nie powstrzymam się wytrysku na długo. W każdym razie, rytuał nie opierał się na stosunku seksualnym, miał również inne cele. Po kilku ruchach bioder byłem na granicy orgazmu, a Marta wydawała się być w transie. Wydawało się że sama właśnie szczytuje, ponieważ trzęsła się szczególnie w okolicy brzucha, ale przecież nawet w nią nie wszedłem, tylko opierałem penisa o jej miednicę. Nie mogłem się zdobyć na penetrację, a przynajmniej jeszcze nie.
Wódz wyrwał mnie z zamyślenia i podał mi kielich. Wypiłem trochę wina i uderzył mnie smak żelaza. Było znacznie silniejsze niż wino Marty i zaczynał mi odpowiadać jego smak. To była krew, czysta ludzka krew. Nie zapytałem skąd ją mieli i zacząłem się zastanawiać, czy historyjka dziewczyny o pracy w szpitalu była prawdziwa. W każdym razie, smakowała mi. Wypiłem jeszcze trochę i zdałem sobie sprawę, że człowiek-kozioł czeka aż opróżnię cały kielich. Zauważyłem że na ołtarzu leży jeszcze kilka butelek dziwnego trunku. Wreszcie wypiłem całość i w ustach pozostał mi lekko słodkawy, żelazisty smak. Poczułem mdłości. Dziewczyna z tłumu wyszeptała coś, ale nie usłyszałem co dokładnie, ponieważ stała za daleko.
– Nie martw się, to całkiem normalne. Poczujesz się gorzej, ale potem to minie. Jesteś teraz jednym z nas.
Nie wiem jak to się stało, ale jednak usłyszałem każde jej słowo. Miała rację. Moje objawy trwały kilka minut i ustąpiły. Szybko uświadomiłem sobie nowe możliwości. Miałem perfekcyjny wzrok. Spojrzałem w niebo, gdzie potrafiłem rozróżnić poszczególne detale na tarczy księżyca, których wcześniej nawet nie widziałem. Sto metrów dalej zauważyłem ćmę, co normalnie byłoby niemożliwe. Dotknąłem Martę opuszkami palców, a to wywołało silne uczucie w dole brzucha, promieniujące do członka. Tak, jakby wszystkie zakończenia nerwowe w ciele były dziesięciokrotnie bardziej wrażliwe. Żołądź penisa pulsowała, a każde muśnięcie w okolicy jąder mogłoby wywołać ejakulację. Musiałem jednak wytrzymać nieco dłużej.
Wódz zabrał ode mnie pusty kielich i wrócił do ołtarza, po czym odwrócił się i powiedział do zgromadzonych:
– Moje drogie dzieci, oto nowy członek grupy. Łukasz wypił wino, i teraz może skonsumować swoją kobietę. Stanie się nowym, kluczowym filarem naszej społeczności. Teraz winniście uklęknąć i złożyć mu hołd.
W tym momencie poczułem w sobie przypływ niezmierzonej energii. Przemieniłem się i natychmiast zanurzyłem penisa w Marcie. Jej wnętrze było wilgotne i ciepłe. Zrobiłem zaledwie dwa ruchy biodrami i wystrzeliłem w nią cały ładunek. Sperma wypełniła pochwę, a ja pławiłem się w rozkoszy przez dobre trzydzieści sekund ciągiem.
– Aaaaaah! Istne niebo… – westchnąłem.