– Żartujesz, prawda? – spytałem żonę.

Aniela siedziała na kanapie. Ukryła twarz w dłoniach i to był gest który powiedział mi wszystko.

– Absolutnie, nie. – powiedziałem – Przechodziliśmy to już pięć razy odkąd miała szesnaście lat. Pięć razy w ciągu trzech lat. Zawsze to samo. Znika z wielkim hukiem, mówi że nie da rady już dłużej żyć z rodzicami, wyzywa nas, pomieszkuje z jakąś koleżanką albo chłopakiem, zdaje sobie sprawę że nawaliła i wraca do domu na klęczkach. Zawsze odstawia scenę, a my ją przyjmujemy z powrotem, bo ją kochamy. Tym razem się na to nie zgadzam, a przynajmniej nie teraz. Uważam że najlepsze co możemy zrobić w tej sytuacji, to pozwolić jej cierpieć z powodu konsekwencji własnych czynów. Jeśli to oznacza kilka tygodni w schronisku dla bezdomnych, to być może nie jest to taka zła opcja. Może po takim pobycie doceni to co ma i zmieni swoje zachowanie.

Te słowa sprawiały mi fizyczny ból, kiedy je wypowiadałem. Kochałem córkę, ale miarka się przebrała. Aniela po raz pierwszy podniosła wzrok i zauważyłem łzy na jej policzkach. Usiadłem obok i objąłem ją ramieniem.

– Masz rację, Rafał. Tylko że brzmiała tak smutno przez telefon… Tym razem przysięgłabym, że jej głos wydawał się inny. Nie wiem, może w końcu się nauczyła…

– Być może, ale wątpię. – powiedziałem.

To okropne uczucie, być odciętym od własnej córki, ale Hania sprawiła nam tyle kłopotów przez ostatnie trzy lata, że trzeba było położyć temu kres.

– Zapytała czy moglibyśmy się połączyć na kamerce o 18, zanim podejmiemy ostateczną decyzję. – wymamrotała żona – Sądzę, że jesteśmy jej winni chociaż tyle. Powinniśmy wysłuchać co ma do powiedzenia.

Przytaknąłem i spojrzałem na zegarek. Była 17:45. Zrobiłem nam obojgu po drinku i włączyłem laptopa. Dokładnie o 18, Hania zadzwoniła. To wspaniale, bo nigdy nie była punktualna. Pomyślałem że może to faktycznie jakiś punkt zwrotny.

Odebrałem połączenie i na ekranie pojawiła się córka. Siedziała w swoim aucie i wyglądała jakby była na jakimś wielkim parkingu, na przykład pod centrum handlowym. Była zapłakana i wydawało się, że miała podbite oko. Miała na sobie skromny, obszerny t-shirt, który ukrywał jej szczupłe ciało.

– Cześć mamo, cześć tato. – powiedziała, pociągając nosem.

To nie był pierwszy raz kiedy wyglądała jakby coś ją przeżuło i wypluło, gdy błagała nas o możliwość powrotu do domu. Zastanawiałem się czy siniak pod okiem był prawdziwy, czy to tylko makeup. To okropne, ale była do tego zdolna.

– Cześć Haniu. – powiedziałem głosem pozbawionym emocji.

Żona się nie odezwała. W powietrzu zawisła niezręczna cisza. Nie zamierzaliśmy jej niczego ułatwiać.

W końcu dziewczyna zaczęła mówić.

– Słuchajcie. Wiem co się stało kiedy ostatnio wróciłam do domu…

– I poprzednim razem, i poprzednim, i poprzednim… – wtrąciła Aniela.

– Tak, yyy… Racja. Przykro mi. Nawaliłam, wiem to. Od teraz, zero gierek. – powiedziała, wycierając udawaną łzę z policzka – Chcę się ogarnąć, na serio. Chcę wrócić do szkoły. Przyznaję, że byłam dla was kompletną porażką zamiast normalnego dziecka. Nie jesteście mi winni kolejnej szansy, więc jeśli się rozłączycie to zrozumiem i pójdę w swoją stronę, ale jeśli znaleźlibyście w swoich sercach tą jedną, ostatnią… Jeśli tym razem spieprzę sprawę, to koniec. Będę musiała stanąć na własne nogi.

Razem z Anielą pozostaliśmy niewzruszeni i nastała kolejna długa cisza.

– Moglibyście chociaż się odezwać? – zapytała Hania.

– Przyznam że bez ciebie jest tu całkiem miło i spokojnie. – powiedziała Aniela – Twój ojciec i ja polubiliśmy ten stan. Dlaczego mielibyśmy to zepsuć, wpuszczając tu osobę która ostatnio nazwała ojca obciągaczem, matkę- cipą, i stwierdziła że byłaby najszczęśliwsza gdybyśmy umarli?

– Masz rację, mamo. Nie miałam racji i powinniście kazać mi się odjebać. Jeśli to jest wasza ostateczna odpowiedź, to zrozumiem.

Przyznam, że to mnie zaskoczyło. Nigdy wcześniej nie była gotowa wziąć odpowiedzialności za swoje czyny. Zdecydowanie, tym razem było w niej coś innego.

Razem z żoną spojrzeliśmy po sobie.

– Kochanie, czy moglibyśmy do ciebie oddzwonić za dziesięć minut? Musimy porozmawiać. – powiedziała Aniela.

– Jasne. Dzięki że odebraliście. – odparła Hania, a potem się rozłączyła.

– Nie wierzę że naprawdę to rozważamy. – powiedziałem.

– Ja też nie. Ale przyznaj, że tym razem naprawdę brzmi inaczej. Nie używa idiotycznych wymówek i nie próbowała robić z siebie ofiary. Wydaje się być szczera. Powiedziała nawet o powrocie do szkoły. To jest całkiem inna sytuacja, niż każda do tej pory. I nadal jest naszą córką…

– Nie zamierzam wydać ani grosza na jej edukację, dopóki nie udowodni nam że traktuje sprawę poważnie. – wypaliłem.

– Zgadzam się.

– I jeśli sprowadzimy ją do domu, to musimy ustalić twarde zasady. Jeśli złamie którąś z nich, to wylatuje. Koniec zabawy. Kocham ją i chcę dla niej jak najlepiej, ale wszystko ma swoje granice.

– Jasne.

Następne kilka minut upłynęło nam na omawianiu sztywnych zasad, po czym oddzwoniliśmy do Hani.

– Cześć… – zaczęła mówić, ale natychmiast jej przerwałem.

– Zasada numer 1: Masz być w domu najpóźniej o 22. Nie będziesz się spotykała z nikim, kogo nie znamy i nie zatwierdziliśmy. Zakaz przyprowadzania ludzi do domu kiedy nas w nim nie ma.

Zasada numer 2: Będziesz miała tylko jeden klucz do drzwi, i jeśli złamiesz którąkolwiek zasadę, to natychmiast wymienimy zamek.

Zasada numer 3: Założymy kłódkę na drzwi do twojego pokoju. Jeśli złamiesz zasady, to zamkniemy je na dobre i wyrzucimy wszystko co znajduje się w środku.

Zasada numer 4: Jeśli cię o coś poprosimy z mamą, to masz to zrobić. Bez kłótni, bez narzekania. Będziesz przestrzegała naszych zasad i rozkazów, nie ważne czego będą dotyczyły. Nie ważne, jak bardzo wkurzające będą ci się wydawać.

Zasada numer 5: Masz miesiąc na znalezienie pracy. Normalnej pracy, a nie jakiegoś internetowego badziewia.

Zasada numer 6: Nie będziemy nawet rozmawiać o studiach, dopóki nie przeżyjesz pod naszym dachem co najmniej pół roku bez żadnych wybryków.

Zasada numer 7: Zanim cie wpuścimy do domu, zjawisz się jutro w klinice żebym mógł zlecić wszelkie badania. Muszę wiedzieć czy jesteś zdrowa.

Zasada numer 8: Razem z mamą mamy prawo zmieniać i dostosowywać powyższe zasady, w zależności od potrzeby.

– Haniu, kochamy się i chcemy dla ciebie jak najlepiej. Jeśli znowu to spieprzysz, nie dostaniesz kolejnej szansy. Zrozumiałaś? – dodała Aniela.

Kiedy już skończyliśmy mówić, usiedliśmy w ciszy czekając na eksplozję po drugiej stronie ekranu. Nie było mowy o tym, żeby zaakceptowała nasze zasady.

Ku mojemu zdziwieniu, dziewczyna przytaknęła.

– Zgoda. – powiedziała – Jestem wdzięczna za tą jedną, ostatnią szansę. Dziękuję. Jutro z samego rana pojadę do kliniki, a potem pozałatwiam kilka spraw. To znaczy, jeśli nie macie nic przeciwko. Przyjadę do domu jakoś popołudniu, jeśli według kliniki wszystko będzie w porządku.

Rozłączyliśmy się.

– Musimy być dla niej znacznie bardziej stanowczy. – powiedziała Aniela – I mam na myśli bardzo, bardzo stanowczy. Jeśli wyjdzie milimetr za wyznaczoną linię, to musi na nią spaść piekielny gniew. Nie żartuję.

– Zgadzam się.

Następnego ranka, gdy tylko dowiedziałem się od pracowników że Hania stawiła się na badaniach, wziąłem resztę dnia wolnego żeby przygotować dom na jej przyjazd. Przygotowałem pojedynczy klucz do drzwi wejściowym i założyłem kłódkę na drzwi do jej pokoju. W dodatku, zamontowałem bezpieczną klamkę w naszej sypialni, włożyłem mały sejf do garderoby, i założyłem kłódki na strychu i do drzwi barku z alkoholem.