Choć zdarzenia, które chciałem Ci opowiedzieć, miały miejsce wiele lat temu, doskonale je pamiętam. Od czasu do czasu wyciągam je z czeluści pamięci i zawsze są intensywne. Jedna noc w domku na odludziu zmieniła bardzo wiele w moim życiu. Miałem wówczas dwadzieścia trzy lata, byłem w stałym związku, kończyłem studia i wydawało mi się, że wszystko zmierza w zaplanowanym kierunku. Bardzo się myliłem.
Ten wyjazd od początku nie układał się tak, jak powinien. Z moją dziewczyną Małgosią planowaliśmy wypad na weekend do domku jej rodziców nad jeziorem. Początkowo mieliśmy pojechać tylko we dwoje i spędzić tam upojną noc. Małgosia nie była zbyt namiętną kochanką i miałem nadzieję, że w samotności na odludziu wreszcie popuszczą jej hamulce. Jednak w miarę upływu czasu nasze plany zaczynały się nieco komplikować. Najpierw Małgosia zaproponowała, żeby razem z nami zabrała się jej przyjaciółka Monika z chłopakiem. Tego towarzystwa nie uważałem jeszcze za wielki problem i w kilku pokojowym domku każda z par z łatwością mogłaby cieszyć się intymnością. Zresztą, Monika zawsze mi się podobała. Była smukła i wysoka, a na jej twarzy stale gościł uśmiech. Wiele razy zastanawiałem się, jakby to było, gdyby przy moim boku na miejscu Małgosi stała jej najlepsza przyjaciółka.
Znacznie większym problemem okazała się kilka lat młodsza siostra Małgosi – Agnieszka, którą dostaliśmy na doczepkę. Wszyscy znali wścibski złośliwy charakter tej nastolatki i to pewnie zaważyło na decyzji rodziców. Miałem do Agnieszki podejście neutralne, jednak odnosiłem wrażenie, że ona mnie nie znosi. Często nadziewałem się na jej zaczepki, docinki i lekceważące zachowanie. Agnieszka była jeszcze nastolatką, zatem wiele jej zachować zwalałem na karb dojrzewania. Postanowiliśmy jednak, że i z tym problemem jakoś się uporamy. W końcu dziewczyna była już w szkole średniej i wyszliśmy z założenia, że domyśla się, w jakim celu nieco starsi od niej wyjeżdżają na weekend nad jezioro. Przyjęliśmy naiwnie, że nie będzie chciała popsuć nam wypoczynku.
Pojechaliśmy zatem w piątkę. Obładowani wielkimi plecakami zapakowaliśmy się do autobusu i po dwóch godzinach jazdy byliśmy już na miejscu. No powiedzmy, że na miejscu. Był to ostatni przystanek autobusowy, a do domku mieliśmy jeszcze trzy godziny marszu przez las. Nasz pochód prowadziłem ja razem z Małgosią, za nami szli Monika z jej chłopakiem Tomkiem, a na końcu snuła się Agnieszka. Młodsza siostra mojej dziewczyny ciągle marudziła i narzekała na ból nóg. Co kilka chwil pytała, czy już docieramy na miejsce i chciała zatrzymać się na przerwę. Początkowo próbowaliśmy jej wytłumaczyć, że przerwa nie ma sensu. Nasze słowa nie przynosiły jednak kompletnie żadnego efektu, dlatego zdecydowaliśmy się ją lekceważyć.
Pogoda nam nie sprzyjała, było pochmurno i zapowiadało się na deszcz. Mieliśmy jednak nadzieję, że zdążymy dotrzeć do naszego schronienia, zanim się rozpada. Na dodatek ja nie czułem się najlepiej. Jeszcze przed wyjściem z domu wziąłem aspirynę, czując pierwsze objawy przeziębienia. W czasie marszu przez las znów zacząłem odczuwać słabość, wyszły na mnie zimne poty i miałem problemy z koncentracją uwagi. Starałem się jednak o tym nie myśleć.
Mniej więcej w połowie trasy złapał nas deszcz. Początkowo była to tylko mżawka, która zatrzymywała się na gałęziach drzew i liściach ponad naszymi głowami. Z biegiem czasu intensywność opadów zwiększała się i mżawka zamieniała się w regularny deszcz. W efekcie do domku dotarliśmy całkowicie przemoczeni i przemarznięci. Największe pretensje do mnie i Małgosi miała oczywiście jej młodsza siostra, która obiecała opowiedzieć o wszystkim rodzicom.
Kiedy tylko dotarliśmy na miejsce, poczułem się fatalnie. Trzęsły mną dreszcze i całkowicie opadłem z sił. Dałem radę jeszcze pomóc Tomkowi rozpalić w kominku i postanowiłem położyć się do łóżka. Małgosia przyniosła mi wszystkie możliwe środki przeciwbólowe i przeciwgorączkowe, jakie tylko znaleźli w damskich torebkach i plecakach. Przyjąłem dawkę uderzeniową z nadzieją, że po kilku godzinach stanę na nogi. Położyłem się w łóżku w małym pokoiku na piętrze. Małgosia wtuliła się we mnie i opiekuńczo głaskała wilgotne od potu włosy. Poczułem się bezpiecznie i stopniowo zacząłem odrywać się od rzeczywistości. Nie spałem, kiedy Małgosia wyszła. Nie spałem też, kiedy po jakimś czasie zajrzała do mnie Monika. Widziałem, że podchodzi, dotyka mojego czoła i szepcze mi coś do ucha. Nie słyszałem, co mówi, a na dodatek nie byłem w stanie na to zareagować. Moje myśli błądziły gdzieś, odbierając świat na całkiem inny sposób. Widziałem na suficie kolorowe obrazy, a łóżko co chwilę zamieniało się w miękką chmurę albo małą łódkę sunącą po falach. Czułem się jak naćpany i w rzeczywistości mogło tak być.
Małgosia i pozostali uczestnicy wycieczki zgromadzili się na parterze w niewielkim salonie. Przez cienkie drewniane ściany docierały do mnie odgłosy ich rozmów i śmiechu, jednak nie rozumiałem sensu wypowiadanych słów. Było mi gorąco, przytulnie i jednocześnie jakoś tak beztrosko. Uśmiechnąłem się do siebie i dałem ponieść ogłupiałym myślom.
Obudziłem się z dziwnym poczuciem niepokoju. Na zewnątrz panował mrok, a z dołu nie dochodziły już żadne odgłosy rozmów. Mimo tego miałem wrażenie, że deski podłogowe cicho skrzypią, jakby uginały się nieznacznie pod naporem ciężaru ludzkiego ciała. Pod powiekami nadal falowały mi różne kolory, dlatego postanowiłem otworzyć oczy. Niewiele to zmieniło. Spojrzałem w stronę drzwi wejściowych do pokoju i wśród wirujących fraktali dostrzegłem sylwetkę kobiety. Nie byłem przekonany, czy to prawdziwa osoba cicho wślizgnęła się do mojego pokoju, a może to nadal wytwory ogłupionej lekami wyobraźni. Dopiero kiedy wskoczyła do łóżka i poczułem ciężar jej ciała, utwierdziłem się w przekonaniu, że jest prawdziwa.
– Małgosiu, kochanie – powiedziałem do niej.
Dziewczyna nic nie odpowiedziała, tylko przyłożyła mi palec do ust. Po chwili położyła mi na twarzy delikatną tkaninę apaszki. Materiałem dokładnie przysłoniła mi oczy, a potem zawiązała na supeł z tyłu głowy. To było bardzo nietypowe zachowanie dla mojej dziewczyny. Z reguły była bardzo wstrzemięźliwa i nie lubiła eksperymentować w łóżku. Zadawała się pozycją misjonarską pod kocem. Czasem miałem nawet wrażenie, że wcale nie lubi się kochać, dlatego takie urozmaicenie przyjąłem z wielką radością i ciekawością. Natychmiast poczułem krew napływającą do lędźwi i dreszcze w kroczu.