Beata zdziwiła się, kiedy natknęła się na Arletę na rogu dwóch największych ulic w mieście.

Arleta przybrała dobre osiem kilo, ale za to tani brokatowy błyszczyk i nadęty uśmieszek wyglądały znajomo… oh, i groteskowa fryzura „na ul”.

– Ari, jak miło cię widzieć.

– Naprawdę? – odpowiedziała z uśmiechem. Na widok zaskoczonej miny Beaty, poklepała ją po ramieniu. – Przecież tylko żartuję, kochana. Mam nadzieję, że wszystko u ciebie w porządku. Ta twoja praca blisko domu i tak dalej…?

– Tak, zgadza się. – Beata odpowiedziała z wymuszonym uśmiechem. Nie była szczęśliwa na widok kobiety, ale wiedziała, że powinna zachowywać się grzecznie.

„Mój boże, ta baba nie powinna nosić tak obcisłego topu. Biustonosz musiał być zrobiony z metalu, żeby utrzymać wielkie cyce na miejscu”. Beata widziała kiedyś Arletę nago, jej piersi naturalnie praktycznie opadają do kolan.

Eryka, asystentka Beaty, przeszła przez ulicę za nimi i zmarszczyła nos na ich widok, robiąc minę typu „kim jest ta jędza?”.

Beata to vice prezydent firmy, odpowiadająca za dział tworzenia stron internetowych, a Arleta to… kelnerka?

Jak na ironię, Arleta zdawała się czytać w jej myślach.

– Taa, ja nadal pracuję w kantynie. Już do niej nie przychodzicie, z tego co widzę. – powiedziała, oczywiście wiedząc dlaczego tak jest.

– Cóż, od kiedy ty i Piotrek… wiesz, zdecydowaliście się zamieszkać razem, beze mnie… – „to znaczy, kiedy wyrzuciłaś mnie przed drzwi domu za który zapłaciłam, nagą, z psią obrożą wokół szyi” – Ekhm, no więc wydawało się odpowiednie, żeby raczej unikać… Ekhm, chciałam uniknąć niezręcznych sytuacji. Kiedyś bardzo smakowały mi wasze steki… – „Poza tymi sytuacjami, kiedy serwowałaś mi je z niedogaszonym papierosem wetkniętym w sam środek” – ale teraz przeszłam na weganizm. Nie jem też glutenu.

Przypomniała sobie, jak Arleta i druga kelnerka, Celina, związały ją na zapleczu i wcisnęły jej gorące pulpeciki do ust.

Pomyślała, że teraz jest grubą rybą. Ma własne, przeszklone biuro w gigantycznym budynku, a ta śmieszna maciora jedynie miesza jej w głowie.

„O, Tymek Robak, nasz najobrzydliwszy urzędnik, akurat pali papierosa na rogu biurowca. Uśmiecha się złośliwie i zapewne myśli, że Arleta chce ode mnie drobne.

Dlaczego nie miałabym po prostu odwrócić się na pięcie i odejść?

Nie mogę obawiać się starej, głupiej dziwki. Tylko wczoraj asystowałam przy transakcji decydującej o przejęciu całej konkurencyjnej korporacji… a to wszystko dzięki własnym umiejętnościom. Jestem twarda, jestem błyskotliwa, przełożeni mówią mi to codziennie.”

O autorze