W trakcie ostatniego roku musieliśmy znaleźć nowe sposoby na pracę zdalną. Nasze domostwa zwiększyły swój zasięg, teleportując nas w prywatne życie współpracowników za pomocą małych okienek na ekranie monitora. Jest w tym jakaś dziwna intymność, pomimo tego, że niekończąca się spirala lockdownów ma trzymać nas na dystans. Facet z księgowości, który ma o wiele więcej kotów, niż można by przypuszczać. Kobieta z biura obok, która ma o wiele większy dom niż zakładałeś. Koleś, który ma niezłą gromadkę dzieci siedzących mu na kolanach podczas codziennej porannej odprawy.

Poznaliśmy również na nowo ludzi, z którymi mieszkamy (jeśli mamy to szczęście). Do tej pory nie zdawałem sobie sprawy kim jesteś, kiedy przebywasz w pracy. Nigdy nie miałem okazji widzieć cię w kontekście współpracowników i rozmów z klientami. Nie jesteś inną osobą, ale emanujesz całkiem odmiennymi cechami. Fascynuje mnie to, ponieważ częściowo nieznajoma osoba pojawiła się nagle w domu i sprawiła, że stałaś się dla mnie egzotyczna. Nie wchodziliśmy sobie w drogę, spotykając się w ciągu dnia jedynie na kawę i lunch. Tylko czasem przechodziłem w tle twojego spotkania, przynosząc sobie herbatę na miejsce zdalnej pracy.

Zajęłaś salon- większy, lepiej oświetlony (bardzo ważna rzecz w godzinnych spotkaniach online), a ja pracowałem w kuchni, spokojniejszej i odosobnionej. Kiedy na zewnątrz zrobiło się cieplej, tymczasowy przerywnik w postaci wirusa na stałe zainstalował się w naszym świecie. Twój strój biznesowy nieco się rozluźnił i przystałaś na pół-elegancki, bardziej komfortowy styl ubioru. Rude włosy trzymałaś zwinięte w kucyk, żeby nie grzały cię w kark. Nosiłaś zazwyczaj dal pozoru elegancką bluzkę i rybaczki, oraz chodziłaś boso po mieszkaniu. Gołe stopy rozbrajały mnie. Specjalnie stałem czasem chwilę w korytarzu, po przyniesieniu ci mrożonej kawy, obserwując nagie palce skierowane prosto w sufit, kiedy podkreślałaś jakieś ważne przemyślenia swojemu zespołowi. Byłem zahipnotyzowany załamaniami twoich podeszw i śladami kurzu na piętach z miejsc, gdzie niewystarczająco dokładnie odkurzyłem podłogę.

Wtedy właśnie myślałem jak by to było, gdybym wpełznął pod twoje biurko. Nie mogłem pozbyć się tych myśli z głowy. Od zawsze miałem fantazję na temat publicznych gierek, ale zwykle pozostawiałem je w sferze wyobrażeń. Byłem zbyt nieśmiały, a przedsięwzięcie- zbyt problematyczne etycznie. Lepiej sobie je tylko wyobrażać. Mimo to, rozważania prześladowały mnie. Próbowałem skupić się na pracy. Starając się wbić wzrok w diagramy na ekranie, przed oczami miałem jedynie siebie leżącego pod twoimi stopami, podczas gdy pracujesz. Całkowicie ignorowanego, poza okazjonalnymi rozkazami lizania, ssania lub masowania twoich pięknych, bladoróżowych podeszw.

Dlatego też wydusiłem to z siebie podczas jednego ze wspólnych posiłków. Natychmiast pokryłem purpurą i przekląłem w duchu za to, że nie utrzymałem fantazji w tajemnicy. Poczułem jednak ulgę z uwolnienia z głowy obrazu, który tak długo obijał się o czaszkę.

– Chcesz zrobić CO TAKIEGO?! – powiedziałaś, kiedy widelec pełen mozarelli zawisnął w połowie drogi do twoich ust, a brwi wygięły się w łuk nad zielonymi oczami.

– Nic. Zapomnij, że cokolwiek powiedziałem, błagam cię. – wyrzuciłem z siebie, kuląc się i wbijając wzrok w sałatkę. Usłyszałem, że twoje krzesło odsuwa się, a ty stajesz za mną, obchodząc stół. Poczułem bijące od ciebie ciepło, kiedy pochyliłaś się nad moich uchem i położyłaś mi ręce na ramionach.

– Chcesz… leżeć pod moimi spoconymi, zakurzonymi stopami, kiedy jestem na spotkaniu? Czy dobrze zrozumiałam, niewolniku?

Zamknąłem oczy i pokiwałem głową z trudem, ponieważ na sam dźwięk twoich słów mój penis stał się wypełniony i twardy.

– Ale co, jeśli ktoś się o tym dowie? Co, jeśli zobaczy fragment ciebie na podłodze pode mną, kiedy masz w ustach moje brudne palce? Co, jeśli wszyscy się dowiedzą, jakim niegrzecznym niewolnikiem jesteś? – brzmiałaś, jakbyś zaczęła szydzić z perspektywy mojego upokorzenia.

– Ja nie… Chodzi mi o… – zacząłem się tłumaczyć.

Przeczesałaś miękko moje włosy dłonią. Następnie zacisnęłaś na nich palce i odchyliłaś głowę w tył tak, że nasze oczy się spotkały. Uśmiechając się dziko, pocałowałaś mnie mówiąc:

– Rozbieraj się, podnóżku.