– Były produktywne, tak się cieszę – powiedziała Dyrektorka. Opalony palec szarpnął jej bluzkę. – Pokażcie mi.

Dwie kobiety podeszły cichymi krokami. Niższa kobieta pospieszyła na swoje miejsce obok sióstr, pragnąc się rozebrać. Wszystko, co ta nowa dziewczyna zrobiła w swoim życiu, by przygotować się na tę chwilę – na te kilka cichych kroków – doprowadziło do tego. Lata studiów i lata odkrywania siebie – nie wszystko było związane z pszczelarstwem, jeśli wierzyć jej nowej wiedzy o kobiecości – doprowadziły ją do tego pokoju, do tego rytuału pod bacznie obserwującym wszystko księżycem.

Cichą komnatę zaczęły wypełniać delikatne głosy. Każda z Pokojówek zaczęła cicho recytować hymn księżyca i hymn pszczół, plącząc się i kręcąc razem, aż dwie stały się jednym. Pod głosami, szemrzącymi jak wieczorna łąka, stopy dziewczyn cicho tupały po pluszowym, białym dywanie u stóp łóżka Dyrektorki.

Dziewczyna uniosła nogę i wczołgała się na kołdrę. Starała się delikatnie trzymać miód. Dyrektorka zachichotała cicho, patrząc na księżyc w pełni. Jej delikatny ton dołączył do chóru Pokojówek, tak cichy, a jednocześnie natychmiast zauważalny w tłumie. Patrzyła jak najmłodsze z jej stada rozpoczynają ostatni etap inicjacji.

 – Moja droga, mogłaś usiąść tutaj, obok. Jesteś bardzo entuzjastyczna – wyszeptała. Jej ton był ciepły, zachęcający, z daleka było trudno ją usłyszeć, ale coś w nim łaskotało dziewczynę w uszy i sprawiało, że gęsia skórka pojawiła się na jej skórze.

Dziewczyna delikatnie usiadła na miękkiej pościeli. Od Dyrektorki oddzielała ją teraz przestrzeń powietrza i ciepła. Nucenie i śpiew spotkały się z biciem jej serca. Wszystkie dziewczyny przyjęły tę samą pozycję. Usiadły ze skrzyżowanymi nogami przy krawędzi wielkiego łóżka. Wszystkie były nagie, wszystkie były równe. Mocna ręka Dyrektorki trzymała teraz słoik z miodem. Białe runy lśniły na wieczku słoika jak białka w jej orzechowych oczach.

 – Zbliż się.

Chwila zawahania. Dziewczyna przyczołgała się do piersi Dyrektorki. Teraz bicie jej serca zagłuszało chór głosów. Była tak blisko, tak nie do pomyślenia blisko. Dyrektorka pociągnęła dziewczynę i pocałowała ją mocno w usta. Wargi dotykały warg, ich języki słodko ze sobą walczyły. Wrażenia mieszały się ze sobą, aż stały się niewyraźne, nieczytelne. Dziewczyna nie była pewna, gdzie są jej ręce, gdzie jest jej ciało, ale nie było to ważne. Słoik, jej szaty, nic z tego nie było ważne.

Jej kochanka ją całowała. Kochanka tak wielu innych Pokojówek. Wszystkie kochała tak samo. Bez względu na ich wiek i wygląd. Wszystkie były równe. Ich ciała splotły się w jedność. Dziewczyna była o wiele mniejsza od Dyrektorki, była co najmniej o głowę od niej niższa. Jednak kochały to samo. Dyrektorka przerwała pocałunek, pasmo bladej, księżycowej śliny połączyło ich usta.

Jakaś ręka odepchnęła dziewczynę. Nawet tego nie zauważyła. Jej oczy były tak szerokie jak tafla gwieździstego nieba za nimi, jej umysł wędrował, gdy jej ręce badały centymetr po centymetrze ciało dyrektorki. Sam proces był dla nich satysfakcją, punktem kulminacyjnym. Była spełniona i wreszcie spokojna. Wtuliła się wygodnie w piersi jej opiekunki.

Dyrektorka włożyła w ręce dziewczyny nóż. W drugiej trzymała otwarty słoik. Hymn Pokojówek stawał się coraz głośniejszy. Wyraźnie widziały, co kobiety na łóżku trzymały teraz między nimi. Ich głosy wypełniły gorące powietrze, zamieniając senną sypialnię w świątynię widocznych i niewidzialnych Bogiń, ludzi i owadów.

 – Trzymaj, moja droga – powiedziała dyrektorka, a jej brązowe oczy przyciągały wzrok dziewczyny do jej piersi. – Tnij!

Delikatnie potrząsnęła głową, a jeden z loków opadł na jej brzuch, tuż pod miękkimi piersiami. Dziewczyna w jednej dłoni trzymała nóż, a w drugiej ramkę z zebranym miodem. Powoli wbiła nóż w jedną z sześciokątnych komórek. Złota ambrozja natychmiast zaczęła się sączyć. Pozostałe komórki, pokryte białym woskiem, czekały na pierwszy ruch dziewczyny.

Ostrze trzymanego przez nią noża wsunęło się w złoty wosk z delikatnym, śliskim dźwiękiem. Dziewczyna poczuła, jak miękki wosk ustępujące miejsca i cudowny złoty nektar zaczyna wypływać. Drżąc, mogła zrobić niewiele więcej, niż tylko trzymać ostrze bez ruchu. Poczuła, jak jej własna wilgoć staje się coraz bardziej obfita i wypływa z niej jak miód. Dyrektorka uśmiechnęła się do niej czule. Piękna uroczystość. Zadowalająca. Satysfakcjonująca. Hymn przybrał na sile – pozostałe Pokojówki wstały i podeszły bliżej łóżka.

 – Skosztuj – szepnęła Dyrektorka pod narastającym śpiewem. – Podziel się z nami.

To było to. Wszystko, czego dziewczyna się nauczyła i co w życiu zrobiła, doprowadziło ją do tego momentu. Siedziała tuż nad lśniącym miodem, oświetlona księżycem w pełni. Miód był jej uzależnieniem. Jak narkotyk. Cukier i kwiaty, podobnie jak kobiety, nie chciały się rozdzielać. Euforia i popęd seksualny wirowały razem. Jej serce było gotowe eksplodować w jej piersi, chwycić ją za klatkę piersiową i pocałować jak wyobcowany kochanek widziany w odległej pamięci. W końcu mogła wziąć to, co należało do niej.

Pokojówki stały teraz zaledwie kilka centymetrów od łóżka. Zamknęła oczy i pochyliła głowę, by chwycić kroplę ambrozji w usta. Uśmiechnęła się, ukazując złotą kroplę miodu rozsmarowaną na zębach. Rytuał został dopełniony.

 – Będziesz miała na imię Liliana – powiedziała Dyrektorka. – Witamy Cię.

Liliana oblizała usta i wpadła w objęcia niezliczonych kochanek.

O autorze