Mam na imię Paweł. Minęło kilka miesięcy, odkąd ostatnio byłem w pracy, ponieważ zostałem zwolniony za to, że nie byłem idealnym pracownikiem. Nawet po czterdziestce byłem skłonny spędzać wieczory na mieście, wieczory, które zazwyczaj kończyły się w łóżku z kutasem w moim tyłku lub w gardle, a jeśli miałem szczęście, to i w tyłku, i w gardle. Zwolnili mnie, bo za często spóźniałem się do pracy. Czasem też obciągałem naszym wizytatorom, co nie podobało się mojemu szefostwu. Do teraz nie wiem, dlaczego.
Początkowo nie przeszkadzało mi to, że miałem dużo więcej czasu na ssanie kutasów. Oczywiście nie mogło to trwać wiecznie. Dieta składająca ze spermy okazała się niewystarczająca, a poza tym musiałem czymś opłacić wszystkie rachunki. W końcu odwiedziłem kilka agencji rekrutacyjnych i poroznosiłem CV. W ostatniej agencji, do której się wybrałem, za biurkiem siedział facet, którego skądś kojarzyłem. Przedstawił się i zaczął mnie wypytywać o moje poprzednie stanowiska.
– No dobrze – powiedział na koniec. – Myślę, że mogę mieć dla ciebie pracę. Przyjdź jutro o 9 rano pod ten adres – dodał i wręczył mi wizytówkę.
– Dobrze, proszę Pana – odpowiedziałem. Nie wiem, dlaczego powiedziałem „proszę Pana”. Przedstawił się jako Szymon i od początku byliśmy na „Ty”.
– Grzeczny chłopiec – powiedział. – Tylko się nie spóźnij.
Pojawiłem się pod podanym adresem punktualnie o 9. Nie zdążyłem nawet sobie zwalić rano konia i czułem, jak mi teraz ciążą jaja. Konsjerż skierował mnie na trzecie piętro. W drzwiach przywitał mnie najprzystojniejszy mężczyzna, jakiego w życiu widziałem. Był wysokim, delikatnie umięśnionym brunetem.
– Paweł? – zapytał.
– Tak, to ja.
– Nazywam się Edward Markowski, Pan Markowski. Jestem lekarzem. Wszystko będziesz raportować bezpośrednio do mnie.
– Dobrze, proszę Pana – odpowiedziałem.
– Teraz przedstawię cię mojemu zespołowi – mówiąc to, zaprowadził mnie do pomieszczenia obok. Kilku mężczyzn wstało zza biurek, gdy pojawiliśmy się w drzwiach.
– Dzień dobry, chłopcy!
– Dzień dobry, proszę Pana – odpowiedzieli jednym głosem, zanim usiedli.
– To jest Paweł. Dzisiaj zaczyna z nami pracować.
Po tym dziwnym powitaniu zaprowadził mnie do swojego biura.
– Pawle, to zwyczajna administracyjna praca biurowa. Kserowanie, odbieranie telefonów, opiekowanie się mną i wykonywanie moich poleceń. Oto twoja umowa. Jeśli odpowiada ci stanowisko, to podpisz.
Bez zastanowienia złożyłem podpis na dokumencie i podałem go Panu Markowskiemu.
– Witaj w zespole. A teraz sprawdzimy, czy dobrze przeczytałeś umowę.
Wstał z fotela, usiadł z boku biurka, rozpiął rozporek swoich drogich spodni, wyciągnął długiego i grubego penisa i zaczął się nim powoli bawić. Spojrzałem na niego szeroko otwartymi oczami.
– Podoba Ci się to co widzisz, chłopcze? Jest duży, prawda?
Nie wiedziałem, co powiedzieć.
– Punkt drugi umowy: „Spełnię wszystkie potrzeby seksualne Pana Markowskiego, jeśli mnie o to poprosi.”
– Przepraszam, proszę Pana – powiedziałem, jąkając się. – Podpisałem umowę, nie przeczytawszy jej. Mój błąd.
Podszedł do mnie, podniósł mnie z krzesła i położył ręce na moich spodniach.
– Czyli nie przeczytałeś umowy, prawda? No cóż. Bywa. A teraz ssij.
Kutas Pana Markowskiego miał we wzwodzie jakieś 25 centymetrów i był naprawdę gruby. Powoli zbliżyłem się do niego, uklęknąłem i polizałem jego główkę. Wyczułem smak lekko stęchłych sików. Nagle zostałem uderzony w głowę.
– Ssij, powiedziałem. Nie baw się nim – z tymi słowami złapał mnie za głowę obiema rękami i wcisnął moją twarz w swoje krocze. Przytrzymał moją głowę i zaczął mówić.
– Najpierw zacznij oddychać przez nos. Chcę, żebyś mi zrobił dobrego, staromodnego loda. Przypomnę Ci punkt trzeci i czwarty naszej umowy. Trzeci: „Pracownik nie dotyka swojego penisa podczas wykonywania jakichkolwiek czynności seksualnych”. Czwarty: „Pracownik w ciągu sześciu tygodni od rozpoczęcia pracy nauczy się wykonywał usługi oralne bez krztuszenia się”.
Miałem naprawdę wiele kutasów w ustach, ale to było coś innego. To był nowy, wyższy, nieznany mi wcześniej poziom. Im dłużej był w moich ustach, tym było mi trudniej. W końcu rozluźnił uścisk z tyłu mojej głowy i pozwolił mi się nieznacznie wycofać, po czym brutalnie docisnął ją z powrotem do swojego krocza. Dławiłem się jak jakiś początkujący. Zacząłem myśleć o czwartym punkcie umowy. Nie wiedziałem, czy dam radę go wypełnić. Sześć miesięcy to będzie wyzwanie. Wtedy nagle Pan Markowski całkowicie się wycofał. Wziął do ręki telefon i zadzwonił.
– Janku, wejdź – powiedział do słuchawki.
Mężczyzna po trzydziestce od razu pojawił się w drzwiach.
– Zdejmij spodnie.
– Tak, proszę Pana.
– Pochyl się.
Jan pochylił się nad biurkiem Pana Markowskiego. Pan Markowski od razu zaczął go pieprzyć.
– Punkt piąty: „Dupa pracownika zawsze ma być gotowa na przyjęcie kutasa Mistrza”. Prawda, Janku?
– Tak, proszę Pana.
Nagle wyszedł z niego i odwrócił się do mnie. Otworzyłem usta i poczułem mieszankę żelu nawilżającego i soku z tyłka na jego fiucie.