Błażej i Beata Kowalscy mieszkali w małej miejscowości. Oboje byli już po czterdziestce, a małżeństwem byli już ponad 20 lat. Mieli dwóch synów i psa Szarika. Jeden syn wyjechał na studia do dużego miasta, a drugi pracował w sąsiedniej miejscowości.
Błażej od zawsze pracował w lokalnej radzie miasta i po latach został jej dyrektorem generalnym. Kiedy chłopcy się wyprowadzili, załatwił pracę dla Beaty. Była odpowiedzialna za opiekę nad zwierzętami w rejonie. Bardzo się zaangażowała w wykonywanie swoich obowiązków.
Z biegiem lat ich życie seksualne traciło na wartości i znaczeniu. Błażej wydawał się bardziej zainteresowany pracą, tym bardziej, że został prezesem. Beata była początkowo zadowolona z takie obrotu sprawy, ale Błażejowi jakby przestało zależeć. Mogła liczyć na szaleńcze 10 minut, a potem prysznic.
Czekała, aż usłyszy płynącą wodę, i wtedy zaczynała się masturbować, żeby w końcu się zaspokoić. Niedawno zamówiła online zabawkę, więc kiedy Błażej był na posiedzeniach rady lub komitetu, bawiła się ze swoimi 20 centymetrami silikonu. Właściwie wolała to od prawdziwego seksu.
Pracowała 5 dni w tygodniu, a do jej obowiązków należało sprawdzanie, czy ludzie postępują właściwie ze zwierzętami. Ze względu na swoją ogromną miłość do Szarika szczególnie interesowała się tym, jak inni ludzie traktowali swoje psy.
Często sprawdzała park dla psów, upewniając się, że ich właściciele odpowiednio się nimi zajmują i zbierają ich kupy. Zaczęła wymierzać kary za naruszanie zasad. Wkrótce zyskała reputację nadgorliwej, zamiast upomnień dawała wszystkim mandaty. Na jej widok ludzie zaczęli się odwracać i odchodzić. Po prostu została znienawidzona przez mieszkańców.
Jednym z jej zadań było sprawdzanie lokalnego hodowcy. Zjawiła się więc u niego, aby przeprowadzić kontrolę. Zauważyła, że psy trzymano w oddzielnych kojcach, które były większe niż wymaga tego regulamin rady. Poznała Teresę Howaniec, która była jedynym właścicielem hodowli.
Teresa wyjaśniła, że oferuje usługi hodowlane zarówno mieszkańcom miasteczka, jak i przyległych miejscowości. Miała dwóch chłopaków do pomocy, obaj byli bardzo umięśnieni.
Beata poprosiła o udostępnienie wszystkich obiektów do kontroli. Najpierw weszli do stodoły, gdzie zaskoczyła ją czysta, drewniana podłoga i duża kanapa. Teresa wyjaśniła, że lubiła zapewniać swoim klientom wygodę.
Następnie Beata chciała przejrzeć jej dokumenty. Zauważyła, że Teresa bardzo szczegółowo prowadzi swoje zapiski dotyczące hodowli, poszczególnych psów i ich właścicieli.
Zapisywała, który samiec był wykorzystany do zapłodnienia z dokładną datą i godziną. Jedna rzecz się wyróżniała. Nie było żadnych wpisów w soboty i niedziele. Beata rozumiała, że niedziele były wolne od pracy. Ale soboty?
Myślała, że to będzie najbardziej pracowity dzień z klientami, którzy wtedy nie pracują. Kiedy zapytała o to Teresę, ta powiedziała, że lubi dać psom trochę wolnego. Beata nie była przekonana. Podejrzewała, że coś się tu dzieje i postanowiła to zbadać.
W następną sobotę postanowiła przejechać obok hodowli. Była okropna pogoda. Zrobiło się zimno i lało, jak to mówią pogoda była pod psem. O 10 rano nic się tam nie działo. O 13 dalej było pusto. O 17 na parkingu pojawiły się samochody.
– Wiedziałam – powiedziała głośno do siebie.
Zaparkowała samochód i wkradła się do domu. Nikogo nie było w środku. Podeszła do stodoły. Usłyszała rozmowę i czyjś pisk.
– O co tu chodzi? – zastanawiała się.
Gdy miała zajrzeć do środka, ktoś ją złapał od tyłu. Dwaj asystenci Teresy znaleźli ją i zaprowadzili do stodoły.
–Zobacz, kto się tu podkradał – powiedział jeden z nich.
Przyprowadzona Beata była zszokowana widokiem, który zobaczyła. W stodole stało kilka kobiet. Na kanapie klęczała kobieta, naga od pasa w dół, a na niej był pies. Pieprzył ją ostro, a ona piszczała i jęczała. „Publiczność” odwróciła się w kierunku Beaty. Teresa wystąpiła naprzód.
– Więc jesteś podglądaczem – krzyknęła.
Beata próbowała się uwolnić, ale dwaj chłopcy mocno ją trzymali.
– Wszyscy macie wielkie kłopoty! – krzyczała Beata. – Wiem, kim jesteś, a policja usłyszy o tym haniebnym przedstawieniu.
Jedna z kobiet skrzywiła się.
– Ty jesteś tą suką, która dała mi ostatnio mandat za to, że mój pies nie był na smyczy.
–Tak, mnie też – dodała druga.
– I mi – powiedziała kolejna. – To jest ta suka!
Teresa podniosła rękę.
– Nie jest jeszcze suką, ale zaraz będzie – powiedziała.
Tymczasem kobieta na kolanach obsługiwana przez czarnego labradora wydała okrzyk.
– O mój Boże, to było wspaniałe – powiedziała, gdy pies ją uwolnił.
– Wszyscy jesteście chorzy – wykrzyknęła Beata.
– Teraz Twoja kolej – powiedziała Teresa do Beaty. – Rozbierzcie ją od pasa w dół.
Beata usiłowała się uwolnić.
– Pomóżcie chłopakom – krzyknęła Teresa, a dwie kobiety ruszyły do akcji.
– Zwiążcie jej ręce i upuść tę sukę na kolana – rozkazała.
Beata była związana i klęczała na kanapie. Wypełniał ją gniew i strach równocześnie.
– Puść mnie! – krzyczała. – Przestańcie!
– Przyprowadź Reksa – powiedziała Teresa do jednego z pomocników. – Pokochasz go – zwróciła się do Beaty. Jest rasowym Husky. Sama go trenowałam. Po prostu uwielbia zaspokajanie suczek.
Beata znowu błagała o litość, ale wszystkie jej prośby zostały zignorowane. Nagle poczuła, jak zimny mokry nos naciska jej krocze. Reks zaczął lizać ją od łechtaczki po tyłek i plecy. Robił to bez ustanku.
– Mam zamiar pozwać każdego z was – krzyczała.
– Nie martwcie się. Nie będzie nikogo pozywać. Nie, kiedy ludzie zobaczą zdjęcia, które będę za chwilę miała. Będą zachwyceni widokiem tej suki ruchanej przez psa.