Wpatruję się w drzwi przede mną, zaciskając dłoń w pięść. Mogłam udawać, że nigdy wcześniej tu nie stałam, wpatrując się w drewniane ziarna i mosiężną kołatkę. Kogo ja oszukuję? Nie mogłam tego zrobić. Nie znowu. Pukam, ignorując metalową obręcz przymocowaną do drzwi i cofam się. Zaciskając wargę między zębami, trzymam przed sobą ręce, próbując powstrzymać ich drżenie. Może nie ma go w domu. To byłoby błogosławieństwo. Ale nie mam szczęścia, drzwi się otwierają, a on tam jest, patrząc na mnie z mieszaniną szoku i rozbawienia na twarzy. I ten czarujący uśmiech. Odsunął się na bok, bez żadnych pytań, tylko krótkie „Wejdź”

Przechodzę obok niego, wpatrując się w ziemię, zdejmując buty w jego przedpokoju i zostawiając je starannie obok jego. To zajmuje chwilę, ale zbieram się na odwagę, by na niego spojrzeć i otworzyć usta, by coś powiedzieć – a następnie je zamknąć i otworzyć ponownie. Słowa nie nadchodzą, mimo, że spodziewałam się, że tam będą.

On mnie obejmuje i pyta „Herbaty?”, jednocześnie podążając do kuchni.

 „Kawa, jeśli masz …” Niemal jąkam się, ale udaje mi się zachować spokój. To wielkie osiągnięcie w moich oczach. Widzę odbicie siebie w ciemnych oknach jego kuchni i patrzę przez chwilę. Jestem blada, praktycznie widzę, jak się trzęsę, moje włosy są w nieładzie, a oczy … nerwowo miotają się, obserwując znajome otoczenie i zauważając subtelne zmiany.

„Wciąż cukier i śmietana?” jego głos wyrywa mnie z oszołomienia i patrzę na niego, przez sekundę.

„Tak, tylko trochę mniej cukru”. Mruczę, bezskutecznie próbując sprawić, by moje włosy wyglądały na reprezentacyjne. Biorę oferowany mi kubek i trzymam go mocno, wpatrując się w parujący płyn.

„Nie… nie wiem, co tu robię.” Mamroczę, ale tak naprawdę to wiem. „Po prostu…” moje oczy podnoszą się na jego „Nie wiem”. On też wie. Nie musi nic mówić i ja to wiem. Patrzę, jak stoi naprzeciwko mnie. Kiedy ostatni raz dzieliło nas tyle miejsca, będąc w tym samym pokoju? Nigdy. Nawet kiedy się poznaliśmy. To był błąd. „To był błąd. Przepraszam. Powinnam iść”. Odkładam kubek na blat i odwracam się, by wyjść. Robię tylko dwa kroki, zanim jego ręka położy się na moim ramieniu i wiem, że nigdzie się nie wybieram. Nie dziś wieczorem.

Dotyk jego dłoni na moim nagim ramieniu wywołuje wspomnienia. Kiedy ostatni raz czułam jego dotyk?  Na pewno nie wtedy, kiedy zdaliśmy sobie sprawę z tego, kim się staliśmy. To, co mi zrobił, to mój narkotyk, a ja się na to zgodziłam. I byłam ćpunem, który właśnie się złamał. Pojawił się tuż za progiem, szukając rozwiązania; za progiem jedynego dilera, który dokładnie wiedział, czego potrzebowałam i czego chciałam.

“Zostań.” Jedno słowo. Jedno słowo i wiem, że utknęłam tutaj. Jedno słowo i znów jestem spokojna. Jedno słowo i znów jestem jego, przynajmniej na dziś wieczór.

„Oboje wiemy, dlaczego tu jesteś” – szepcze mi do ucha, wciąż stojąc za mną z paraliżującą ręką na moim ramieniu ”i jest w porządku. Tym razem„ Czasami zmiana jest namacalna, zmiana, która miała miejsce, gdy się odsunął na przykład ode mnie. Zmiana nastroju w pokoju była tak namacalna, jak krzesło po mojej lewej stronie. Znam zasady, tak jakbym się wczoraj ich nauczył. Zawsze będę znać te zasady. Opuszcza pokój, a ja stoję tam, wpatrując się w kremowe kafelki jego kuchennej podłogi i czekam.

Nie mam pojęcia, jak długo tam stoję, zanim wróci i stanie za mną. Skóra i metal owijają się wokół mojego gardła i jednym kliknięciem zacieśniają się. Jest cięższy niż go pamiętam, ale nadal wydaje się odpowiedni. “Chodź.” Czy mam inny wybór? Idę za nim po schodach do jego piwnicy, a kiedy każe mi przestać, przestaję. Kiedy każe mi się rozebrać, rozbiorę się do nag. A potem stoję tam tylko z kołnierzem na szyi, smyczą wiszącą między piersiami i połyskiem srebra na sutkach. Patrząc zawsze na ziemię koło moich stóp. Widzę, jak jego ręka wyciąga się i uderza w jedną z obręczy.

„To są nowe”. Czy powinnam odpowiedzieć? „Kiedy je dostałeś?” Tak.

„Trzy miesiące temu” – pada odpowiedź. Praktycznie słyszę uśmieszek w jego głosie gdy pada następne słowo.

“Klęknij.” I ja to robię. Ponieważ dziś wieczorem, tylko dzoś, znów jestem jego.

Podłoga pod kolanami jest zimna, gładka i twarda ale komfortowa. Łańcuch mocno zwisający z mojego kołnierza jest dokładnie taki sam. Ręce mam spięte razem za moimi plecami a głowę pochyloną. ​Oczy na ziemi i otwarte uszy, próbują uchwycić jakiś ślad tego, co jest dla mnie przygotowane. Cień pada na mnie i wiem, że już czas. Moje serce biło jak oszalałe w oczekiwaniu, a teraz jestem zszokowana, bo zaczyna bić jeszcze szybciej.

Podłoga pod kolanami jest zimna, gładka, twarda i pocieszająca. Łańcuch mocno zwisający z mojego kołnierza jest taki sam. Ręce razem za moimi plecami, ramiona wysokie i proste, głowa pochylona, ​​oczy na ziemi i otwarte uszy, próbując uchwycić jakiś ślad tego, co jest dla mnie przygotowane. Cień pada na mnie i wiem, że już prawie czas, moje serce biło w oczekiwaniu, a teraz jestem zszokowany tym, że może bić jeszcze szybciej.

“Spójrz na mnie.” Robię to, patrząc na zamaskowaną twarz giganta; mężczyzna, który góruje mi nad głową i ramionami. “Ufasz mi?” Pytanie, czy mógłabym tu być, gdybym nie ufała?

„Tak mistrzu.” – Wiem, że to będą ostatnie słowa, które wypowiem w najbliższym czasie. I wiem, że ten widok to ostatni, który widzę przez najbliższy czas, ponieważ pochyla się nade mną trzymając w jędnej ręce opaskę, a w drugiej knebel. Jestem jednocześnie podekscytowana i przestraczona, ale jednocześnie gotowa.

Ślepa i niema, potykam się gdy ciągnie mnie na smyczy. Prawie upadam, gdy przeprowadza mnie przez pokój. Nie wiem co dla mnie przygotował, dowiem się dopiero gdy się zacznie.

Zdejmuje łańcuch, a następnie wiąże przede mną moje nadgarstki. Oddech powietrza mija moją nagą postać, gdy się ode mnie odsuwa, czuję gęsią skórkę na moich ramionach i nad brzuchem, a następnie … Moje ramiona zaczynają się unosić i dreszcz spływa po moim kręgosłupie. Słyszę wartko maszyn, gdy moje ręcę zostają wyciągnięte wysoko nad moją głowę, a pięty podnoszą się z ziemi. A potem następuje cisza i czekanie.

Nie wiem jak długo tak czekam i nie wiem co on robi w tym czasie. Nogi mi się trzęsą z wysiłku, tak samo jak ramiona. I jedyne co mogę zrobić to spróbować powstrzymać ślinienie.

Słyszę, jak się do mnie zbliża, ciche kroki, które brzmią tak głośno. Krąży wokół mnie jakbym była jego ofiarą. Planuje sposób działania i jak najskuteczniejszy atak. Czuję ciepło jego oddechu na szyi, każdy delikatny przeciąg powoduje dreszcze na całym moim ciele. I kolejne ciepło, inne ciepło tuż nad moimi piersiami. To znajome uczucie, ale nie umiem go określić.

Dyszę, gdy coś spada na moją klatkę piersiową. Jest gorące, płonące, płynne, a następnie ochladza się i czuje, że robi się coraz cięższe. To wosk. Nagle spadam. Kropla po kropli, roztopiony wosk pieści moje piersi, a każda kolejna kropa przyczepia się do następnej.

Moje policzki niewątpliwie są zaczerwienione, sutki swardniałe, oddech staje się coraz cięższy, a ja jestem coraz bardziej podekscytowana. Wiem, że jeśli będę grzeczna, zostanę nagrodzona.

Jego dłonie lądują na mnie po raz pierwszy i czuje każdy jego dotyk intensywniej niż kiedykolwiek. Kawałek po kawałku ściąga ze mnie zaschnięty wosk. Jednocześnie chcę, żeby dotykał mnie z czułością, ale też chce żeby mnie skrzydzwił, tak mocno jak tylko może. Chce tego jednocześnie. Ale to nie ja tutaj decyduje.

Krótki dotyk zimnego metalu na moim ramieniu jest ostrzeżeniem, które otrzymuję, zanim nóż zadrapie kręgosłup. „Nie ruszaj się” – warczy. A ja staram się być posłuszna, starając się nie wzdrygnąć gdy czuje ostre narzędzie na czubku moich ramion. Czuję krew, która spływa po moich plecach i zdaje sobie sprawę, z tego jak bardzo jestem okaleczona. Rozkoszuje się tym uczuciem.

Mam nadzieję na więcej. Przez chwilę na moją klatkę piersiową spada strumień śliny, ale po chwili zasycha. Zawstydzające jest to, że nie mogę tego kontrolować. Ale po chwili odzyskuje kontrolą, bo knebel cofa się i upada na ziemię.

Przez opaskę nie widzę nadchodzącego pocałunku, dopóki jego język nie znajduje się w moich ustach. Piszczę z rozczarowania, gdy się odsuwa i od razu wiem, że popełniłam błąd. Zasada numer 3 – żadnych dźwięków bez pozwolenia.

Nadchodzi uderzenie, a potem kolejne jeszcze mocniejsze. Tył mojego lewego uda płonie, jakby używał do tego żelazka. Cztery kolejne z rzędu spadają na uda i tyłek. Opaska nasiąka łzami, których nie mogę powstrzymać. Pot i krew spływają po moich drżących nogach. Wiem, że to tortury ale uwielbiam to.

Jest teraz przede mną, czuję go tam. Wiem, że patrzy jak moja cipka drży z podniecenia. Jego języka ociera się o moją wargę i pochłania moje usta. Jego dłonie ocierają się o moje biodra, a następnie miętoszą moją posiniaczoną dupę. Wydobywam z siebie kolejne piśnięcie i wiem, że znów czeka mnie kara…

Opaska chłonie łzy, które uciekają spod moich powiek. Jego dotyk na moich ranach jest bolesny, prawie nie do zniesienia. Czuję, jak twardy jest jego kutas. Jego usta ocierają się o skórę, gdzie moje ramię styka się z szyją, zęby, język i wargi przesuwają się powoli w górę. Podarowuje mi jeden powolny, zmysłowy pocałunek, a ja mam wrażenie jakby trwał wieczność. Odwdzięczam się chwytając jego wargę między zęby i pławiąc się w jego jęku, gdy gryzę go wystarczająco mocno, by mieć pewność, że to poczuł. Uwielbiam ten dźwięk.

Kołyszę biodrami w jego kierunku, a on wyłapuje wskazówkę i wpada w odpowiednie tempo. Na początku staram się powstrzymywać od rzucania głową i krzyczenia, ale potem przestaje. Wołam głośno i słucham echa mojej przyjemności. Kiedy wpycha się we mnie i wychodzi, zapominam, dlaczego tak długo trzymałam się od niego zdaleka.

Nie ma już tempa, po prostu rytmiczny taniec dwóch ciał dążących do uwolnienia. Każde chrząknięcie, każdy jęk, skomlenie sprawia wrażenie, jakby popychał mnie coraz bliżej krawędzi drugiego orgazmu. Zakopuje mój krzyk w jego ramieniu, a on gubi się w swoim krzyku. Pozostajemy tak – ja owinięta nogami wokół niego, a jego ramionami wokół mnie.

Potem upadam, moje kolana nie są wystarczająco silne by mnie utrzymać, gdy on opuszcza łańcuchy. Leżę na podłodze, kolana i łokcie wbijam w ziemię. Ręcę mam przed sobą, wciąż zakute w kajdanki, ale wystarczająco blisko żeby ściągnąć opaskę. Metal bije o metal, gdy rozpina moje kajdany, a opuszki jego palców dotykają moich włosów. „Właśnie dlatego tu jesteś” – mówi.