Zaparkowałam samochód pod starym płotem i wysiadłam, niepotrzebnie trzaskając przy tym drzwiami. Spojrzałam na swój rodzinny dom, w którym nie byłam już kilka ładnych lat. Budynek stał pusty, rodzice nie żyli, a ja nie miałam rodzeństwa. Ze smutkiem patrzyłam, jak cztery ściany, w których dorastałam, powoli zamieniają się w ruinę.
Podeszłam do furtki, włożyłam klucz do zardzewiałego zamka i otworzyłam ją z trudem. Towarzyszyło jej głośne skrzypienie, które poniosło się echem po osiedlu domków rodzinnych. Przeszłam alejką wysypaną żwirkiem, kamyczki chrzęściły pod moimi butami i wspięłam się po dwóch stopniach na werandę.
Otworzyłam drzwi, by następnie przekroczyć próg starego domu. Nieprzyjemny zapach uderzył mnie zaraz po wejściu do środka, skrzywiłam się nieznacznie. Postawiłam walizkę w przedpokoju i już bez bagażu przeszłam do pustego salonu. Za każdym razem, kiedy tu wracałam, czułam się dziwnie. Miejsce, które kiedyś stanowiło centrum mojego życia, dziś było zupełnie wymarłe.
Zajrzałam też do kuchni i zrozumiałam, że muszę zrobić zakupy zanim zamkną sklepy. Odświeżyłam się i przebrałam po podróży. Jazda samochodem w taki upał nawet z dobrą klimatyzacją była męcząca. W tym roku postanowiłam wyjechać z miasta i spędzić wakacje w rodzinnym miasteczku. Potrzebowałam odpoczynku od zgiełku wielkiego miasta, a podróż do zatłoczonych miejsc przez turystów wcale mnie nie pociągała.
Na pamięć znałam drogę do miejscowego sklepu. Miałam jedynie nadzieję, że po tylu latach mojej nieobecności w tym miejscu, nic się nie zmieniło i on dalej funkcjonuje. Wychodząc zza rogu odetchnęłam z ulgą na widok niskiego budynku.
Wchodząc do środka zdałam sobie sprawę z tego, że niewiele uległo zmianie. W zasadzie to sklepik wyglądał, jakby zatrzymał się w czasie. Przechadzając się między regałami popadłam w zadumę. Jedynie produkty wskazywały na to, że sortyment był uzupełniany na bieżąco.
Zgarnęłam z półek kilka niezbędnych rzeczy, takich jak środki do sprzątania, przybory toaletowe i kilka produktów żywnościowych, by móc zjeść kolację. Obładowana zakupami, bo byłam zbyt leniwa by wziąć koszyk, zmierzałam w kierunku kasy. Wychodząc z alejki miałam ograniczone pole widzenia, przez co nie zauważyłam jakiegoś faceta, który według mnie pojawił się znikąd. Zderzyliśmy się ze sobą. Wszystko to, co trzymałam w rękach, upadło na podłogę.
Rzuciłam się do stóp, by pozbierać je jak najszybciej.
‒ Przepraszam! ‒ zawołałam, nawet na niego nie patrząc.
‒ Nic się nie stało ‒ odparł, kucając przede mną.
W pośpiechu zgarnęłam wszystko, co upadło i zadarłam głowę do góry. Spojrzałam na faceta, z którym się zderzyłam, i zaniemówiłam. Mężczyzna zmarszczył brwi, przyglądając mi się uważniej.
To niemożliwe.
Zerwałam się na równe nogi. To Konrad, chłopak, w którym byłam kiedyś zadurzona. Moja pierwsza miłość. Mój pierwszy związek. Pierwszy raz… Potrząsnęłam głową, aby jak najszybciej wrócić do rzeczywistości. Chciałam odejść, ale on również wstał.
‒ Czy my się znamy? ‒ zapytał.
Zmroziło mi krew w żyłach. To było jak policzek, na który kompletnie nie zasłużyłam. Nie wiedziałam, czego chciałam bardziej. Czy tego, żeby mnie rozpoznał i doprowadzić do konfrontacji między nami, czy żebym mogła stąd po prostu uciec. Otworzyłam usta i zamknęłam je, bo nie wydobył się z nich żaden dźwięk.
‒ Nie sądzę ‒ powiedziałam, odchodząc. W myślach błagałam o to, żeby za mną nie szedł.
‒ Wydaje mi się, że cię skądś kojarzę! ‒ zawołał za mną.
Rozłożyłam zakupy na ladzie i posłałam kasjerce błagające spojrzenie. Dziewczyna ledwie zauważalnie skinęła głową. Zaczęłam nerwowo stukać paznokciem w blat, podczas gdy ona skanowała po kolej produkty. Nie musiałam się odwracać, by wiedzieć, że Konrad za mną stanął. Czułam jego obecność.
‒ Przepraszam, czy możemy chwilę porozmawiać?
‒ Przykro mi, spieszę się ‒ mruknęłam. W ekspresowym tempie wrzuciłam zakupy do reklamówki, rzuciłam kasjerce banknot i wybiegłam ze sklepiku.
To było głupie, dziecinne zachowanie i wiedziałam o tym. Ale przez te wszystkie lata, podczas których skończyłam studia, znalazłam pracę, pochowałam rodziców… Nie byłam w stanie o nim zapomnieć. Konrad był moją pierwszą miłością. Kiedy się rozstaliśmy, cierpiałam. Ja wyjechałam na studia do Warszawy, a on do Krakowa. Zbyt duża odległość dzieliła nas od siebie, nasz związek nie wytrzymał. A on o mnie zapomniał.
Bolało to, że mnie nie rozpoznał.
Przyspieszyłam kroku i zniknęłam za rogiem, zanim on zdążył opuścić sklep. Jeszcze przyszłoby mu do głowy mnie dogonić. Dotarłam do domu w rekordowym czasie. Zdyszana zaniosłam zakupy do kuchni, od której planowałam zacząć. Musiałam posprzątać tu, łazienkę oraz sypialnię, zanim padnę ze zmęczenia. Lata nieużywania domu sprawiły, że stał on się nieświeży. Delikatnie mówiąc.
Niespodziewany dzwonek do drzwi wyprowadził mnie z równowagi. Kto to mógł być? Nie mówiłam nikomu, gdzie wyjeżdżam. Nie rozmawiałam z nikim z miasteczka. Czy ktoś zainteresował się zaparkowanym pod płotem samochodem? Z głową pełną podejrzeń ruszyłam w stronę drzwi. Wyjrzałam przez wizjer i zobaczyłam stojącego na werandzie Konrada. Zaklęłam pod nosem.
Nie pozostało mi nic innego, jak otworzyć. Szarpnęłam za klamkę i stanęłam twarzą w twarz z mężczyzną. Ten uśmiechnął się lekko na mój widok. Nie mogłam odmówić sobie szybkiego zerknięcia na jego umięśnione ciało. Cholera, zawsze był przystojny. Pociągał mnie już jako nastolatek, ale teraz… Niemal ugięły się pode mną kolana. Przytrzymałam się drzwi, aby nie upaść.
‒ Tak myślałem, że to ty ‒ powiedział.
Z trudem przełknęłam ślinę.
‒ W sklepie wyglądałeś, jakbyś mnie nie rozpoznał ‒ mruknęłam kąśliwie.
Konrad wbił we mnie przeszywające spojrzenie.
‒ Zmieniłaś się i miałem wątpliwości ‒ wyjaśnił. ‒ Ale kiedy zobaczyłem zaparkowany pod domem samochód, musiałem się upewnić.
Zmrużyłam podejrzliwie oczy.
‒ Po co? ‒ zapytałam bez ogródek. ‒ Co tu robisz?
‒ Chciałem się przywitać, w sklepie nie było okazji ‒powiedział. Zacisnęłam usta w wąską kreskę.‒ Wyglądało to tak, jakbyś chciała przede mną uciec.
Parsknęłam. Bo tak właśnie było, ale on nie musiał o tym wiedzieć.
‒ Cóż, przywitałeś się. Możesz już wracać. ‒ Usiłowałam zamknąć mu drzwi przed nosem, ale on zablokował je stopą. Zaklęłam.
‒ Spotkajmy się na kawę ‒ zaproponował. ‒ Powspominamy dawne czasy.
Zaśmiałam się kpiąco. Te, w których złamałeś mi serce? Nie, dziękuję.
‒ Jestem zajęta ‒ odparłam wymijająco.
‒ Nie daj się prosić ‒ ciągnął. ‒ Postawię ci drinka.
Jego ciemne oczy wwiercały się we mnie, a ja z każdą kolejną sekunda traciłam swój upór. W końcu westchnęłam głośno.
‒ Zgoda ‒ ustąpiłam. Konrad uśmiechnął się zwycięsko. ‒ Tylko pod warunkiem, że wtedy się ode mnie odczepisz.
Mężczyzna skinął głową, uśmiech nie schodził mu z twarzy.
‒ Przyjdę po ciebie jutro wieczorem ‒ rzucił.
Obserwowałam, jak odwraca się i odchodzi. Przez dłuższą chwilę odprowadzałam go wzrokiem, dopóki nie zniknął między budynkami. Dopiero wtedy zamknęłam za nim drzwi.
Tej nocy kładąc się do łóżka, moje myśli krążyły wokół Konrada. Czułam się pobudzona, przez co nie mogłam zasnąć. Zrezygnowana wbiłam wzrok w sufit. Przyjeżdżając tutaj nawet nie pomyślałam o tym, że mogłabym go spotkać. Nasz kontakt urwał się niedługo po rozpoczęciu studiów. On oznajmił mi wtedy przez telefon, że poznał kogoś w Krakowie. A ja się załamałam.
I teraz niczym prawdziwa idiotka zgodziłam się na spotkanie z facetem, który złamał mi serce.