‒ No zgódź się. ‒ Karolina wpatrywała się we mnie błagającym wzrokiem.

                Odwróciłam twarz, aby nie widziała, jak krzywię się z niechęcią.

                ‒ Daj spokój ‒ mruknęłam. ‒ Nie chcę tam iść.

                Karolina podskoczyła w miejscu. Uniosłam brwi z rozbawieniem przyglądając się przyjaciółce, jak ta za wszelką cenę próbowała wyciągnąć mnie na domówkę.

                ‒ Proszę, nie chcę iść sama. A wiem z zaufanego źródła, że przyjdzie Paweł. ‒ Przygryzła wargę. Jej oczy przypominały teraz pięciozłotówkę.

                Pokręciłam głową, w razie gdyby słowa do niej nie docierały.

                ‒Wcale nie chodzi ci o mnie! ‒ zawołałam, udając urażoną. ‒ Po prostu chcesz wyrwać typa, który tak ci się podoba!

                Karolina zrobiła skruszoną minę. Ta dziewczyna była niereformowalna.

                ‒ Wiesz, jak mi na nim zależy…

                Przewróciłam oczami.

                ‒ Nie zależy ci na nim, tylko na tym, co chowa w spodniach ‒ rzuciłam kąśliwie.

                Oczy Karoliny rozbłysły.

                ‒ No właśnie ‒ przytaknęła. ‒ Będziesz dobrą przyjaciółką i pójdziesz tam ze mną? Możesz wrócić po pięciu minutach. Jak już zdążę się zaczepić.

                Nie wytrzymałam i parsknęłam śmiechem.

                ‒ Pójdę, pod jednym warunkiem ‒ oświadczyłam, poważniejąc.

                ‒ Zrobię wszystko, co chcesz ‒powiedziała natychmiast.

                ‒ Będziesz gotować dwa dni z rzędu. ‒ Spojrzałam na nią z satysfakcją. Karolina zacisnęła usta w wąską kreskę. ‒ Zastanów się, czy ta ptaszyna, którą chowa Paweł, jest tego warta.

                ‒ Zgoda ‒ wycedziła przez zaciśnięte zęby.

                ‒Daj mi pół godziny.

                Zwlekłam się z kanapy ustawionej w naszym niewielkim mieszkanku. Jak na standardy w stolicy, to było nawet nieźle. Połączony salon z aneksem kuchennym, łazienka i jedna sypialnia, którą zajęła Karolina. Ale ja nie narzekałam, sofa była rozkładana i w nocy pełniła funkcję wygodnego łóżka.

                Przeszłam do drugiego pomieszczenia, gdzie we dwie trzymałyśmy ubrania w wielkiej szafie. Od niechcenia wygrzebałam z niej czarną lekko rozkloszowaną spódniczkę i biały top z długim rękawem. Nie zamierzałam przykładać większych starań do swojego wyglądu, dlatego też wciągnęłam na siebie ubranie, przeczesałam długie kasztanowe włosy, poprawiłam makijaż, który od samego rana zdążył się już nieco zetrzeć, po czym uznałam, że był to szczyt moich dzisiejszych umiejętności.

                Kiedy opuściłam sypialnię, w tym samym czasie z łazienki wyłoniła się Karolina. Zatrzymałam się na jej widok z rozdziawioną buzią. Była moim całkowitym przeciwieństwem. Swoje blond włosy podkręciła i upięła w koński ogon, odsłaniając tym smukłą szyję. Czarną sukienkę, wiązaną na karku z odkrytymi plecami musiała mieć już dawno przygotowaną. Dałabym sobie rękę uciąć, że była nowa. Wsunęła stopy w zamszowe kozaki, których materiał opinał jej nagie uda.

                ‒ Jesteś gotowa? ‒ rzuciła, mierząc mnie krytycznym spojrzeniem.

                Zerknęłam na swoje czarne trapery i wzruszyłam ramionami.

                ‒ Chcesz, żebym zmieniła zdanie?

                ‒ Nie ‒ burknęła, zbierając z wieszaka długi płaszcz. Podała mi drugi bardzo podobny do poprzedniego.

                ‒Chodźmy.

                Opuściłyśmy mieszkanie i przeszłyśmy ulicą, aż do przystanku tramwajowego. Otuliłam się kołnierzem, łypiąc na przyjaciółkę spod byka.

                ‒ Co? ‒ warknęła, mrużąc oczy.

                ‒ U kogo właściwie ta domówka?

                ‒ U Darka ‒ powiedziała, przyglądając mi się uważnie.

                Zmarszczyłam brwi, próbując dopasować nazwisko do twarzy. Darek, Darek… Wybałuszyłam na nią oczy, kiedy dotarło do mnie o jakiego Darka chodziło.

                ‒ Ten Darek? ‒ pisnęłam.

                ‒ Cicho bądź. Jest tramwaj, wsiadaj ‒ mruknęła, łapiąc mnie za łokieć i ciągnąc w kierunku wejścia.

                Nie cierpiałam tego typa! Facet miał w głowie większą ilość sterydów niż plastiki botoksu. Ciągle tylko się czymś przechwalał, spędzał całe dnie na siłowni i wstrzykiwał sobie te świństwa, dzięki któremu jego mięśnie rosły w sposób wprost proporcjonalny do tego, co chował w spodniach.

                ‒ Nie mówiłaś, że to jego impreza ‒ syknęłam, powstrzymując się przed sceną w tramwaju.

                ‒ Nie zapytałaś ‒ odparła na swoje usprawiedliwienie.

                Powstrzymałam chęć, aby ukręcić jej łeb.

                ‒Podbijam stawkę do tygodnia ‒ rzuciłam, nie patrząc na nią.

                ‒ Co? ‒ sapnęła, patrząc na mnie z oburzeniem.

                ‒ Tydzień gotowania ‒ powiedziałam. Karolina zatrzęsła się ze złości. ‒ Jeśli chcesz, mogę wysiąść na następnym przystanku.

                ‒ Nienawidzę cię ‒ wysyczała.

                Posłałam jej w powietrzu całusa.

                ‒ Daj spokój. Będzie fajnie.

                Przyjaciółka nie odezwała się do mnie przez całą drogę. I dobrze jej tak. Sama nie powiedziała mi, kto organizował tę domówkę. Gdybym wiedziała, na pewno nie zgodziłabym się iść. Opuściłyśmy publiczny środek transportu w ciszy. Podążałam za Karoliną, bo tylko ona znała drogę. Weszła do klatki jednego z bloków na osiedlu, poszłam więc w jej ślady. Wdrapałyśmy się po schodach na drugie piętro. Dochodząc do drzwi zaczęła docierać do nas muzyka.

                ‒ Powodzenia ‒ powiedziałam do niej, zanim zapukała.

                Blondynka uśmiechnęła się z wdzięcznością. Wiedziałam, że nie będzie boczyła się długo. Drzwi otworzył nam gospodarz. Kiedy jego wzrok zlokalizował Karolinę, uśmiech pojawił się na gładko ogolonej twarzy mężczyzny.

                ‒ Cześć, fajnie, że jesteście ‒ rzucił, wpuszczając nas do środka.

                Mieszkanie było tylko o jeden pokój większe od naszego, które w tym momencie i tak było zatłoczone. Przekroczyłam próg trzymając się blisko przyjaciółki. Darek zaprowadził nas do salonu, gdzie Karolina w ciągu kilku sekund zorganizowała skądś dwa drinki. Wzięłam od niej kubek, wiedząc, że i tak pewnie go nie opróżnię.

                Blondynka rozejrzała się po salonie, szukając wzrokiem Pawła. Tymczasem ja oparłam się o ścianę i pociągnęłam niewielki łyk drinka. Wykrzywiłam usta, czując mocny posmak alkoholu. Na twarzy Karoliny pojawił się szeroki uśmiech i już wiedziałam, że dostrzegła swój cel. Ukradkiem odetchnęłam z ulgą, dość szybko będę mogła wrócić do domu.

                ‒ Życz mi szczęścia ‒ rzuciła, poprawiając sukienkę.

                ‒ Bierz go, tygrysico ‒ powiedziałam, popychając ją lekko w jego kierunku.

                Z rozbawieniem patrzyłam, jak Karolina powoli podchodzi do wysokiego faceta w białej koszulce. Materiał opinał jego muskularny tors, dając przedsmak tego, jak wyglądałby bez bluzki. Odstawiłam kubek na stolik i zamierzałam dyskretnie ulotnić się z imprezy, gdy mój wzrok padł na jedną osobę.

                Zatrzymałam się w połowie kroku z rozdziawioną buzią. Pod oknem w towarzystwie dwóch innych mężczyzn oraz jednej kobiety stał wysoki, muskularny facet. Ale to nie jego wysportowana sylwetka zwróciła moją uwagę, tylko znajoma twarz. Zmrużyłam oczy, przyglądając mu się uważniej. W pokoju nie było odpowiedniego oświetlenia i nie byłam pewna, czy to on. Aby uzyskać odpowiednią atmosferę światła zostały zgaszone i pozostawiono jedynie kolorowe żarówki w kontaktach.

                Mężczyzna poruszył się, uniósł dłoń i dotknął brody. Teraz miałam stuprocentową pewność, że był to Mikołaj. Najlepszy przyjaciel mojego brata. Chłopak, z którym spędziłam większość dzieciństwa. Kiedy mój starszy brat Tomek wyjechał na studia do innego miasta, nasz kontakt się urwał. Nie widziałam go dobrych kilka lat. Rany, jak on się zmienił! Jako nastolatek nie był zbyt przystojny, nigdy nawet nie spojrzałam na niego pod takim kątem. Natomiast teraz…

                Zawsze wysoki, teraz odpowiedniowysportowany. Materiał czarnej koszulki opinał jego umięśnioną klatę, jasne włosy ściemniały. Zapuścił lekki zarost, który teraz pokrywał jego wyraźnie zarysowaną szczękę.

                Mikołaj podniósł głowę i spojrzał przed siebie. Spojrzenie jego ciemnych oczu padło wprost na mnie. Stąd widziałam, jak źrenice mężczyzny rozszerzają się nieznacznie. Powiedział coś do stojących obok osób, po czym zaczął iść w moją stronę, nawet na sekundę nie odrywając ode mnie wzroku.

                Serce zamarło mi w piersi. Nie wiedziałam, jak zareagować. Kiedy widziałam go ostatni raz dobrych kilka lat temu, nie wywoływał u mnie takich emocji. Dłonie zaczęły mi się pocić. Dyskretnie schowałam je za plecami.

                ‒ Paulina? ‒ spytał niskim męskim głosem od którego cała zadrżałam.

                Z trudem przełknęłam ślinę i zmusiłam się, żeby przywołać na twarz radosny uśmiech.

                ‒ Mikołaj, to ty?

                ‒ Nie spodziewałem się ciebie tutaj! ‒ zawołał, uśmiechając się szczerze. Wokół jego oczu pojawiły się delikatne zmarszczki, a ja wpatrywałam się w niego jak zaczarowana.

                ‒ Ja ciebie też nie ‒ odparłam szczerze. Na pewno dobrałabym wtedy inny strój.

                ‒ Świetnie wyglądasz ‒ powiedział, lustrując wzrokiem moją sylwetkę.

                ‒ Ty również ‒ przyznałam. Aż za dobrze.

                Mikołaj pochylił się, przybliżając do mnie swoją twarz. Wstrzymałam oddech, kiedy musnął ustami mój policzek. Jego męski zapach zaatakował moje zmysły. Omal nie zakręciło mi się głowie. Z trudem udało mi się zapanować nad mimiką twarzy.

                ‒Darek to twój znajomy? ‒ zapytał, odsuwając się wreszcie.

                Jego bliskość sprawiła, że potrzebowałam kilku sekund, aby dojść do siebie.

                ‒ Słucham? ‒Zamrugałam, próbując przypomnieć sobie, co mówił.

                Mikołaj uśmiechnął się lekko, a ja poczułam, jak kolana uginają się pode mną. Rany boskie, co się ze mną działo?! Znałam go całe życie i nigdy tak nie reagowałam!