Podałam walizkę pracownikowi przyjmującemu bagaż na taśmie i rozejrzałam się po zatłoczonym lotnisku. Właśnie spełniało się jedno z moich największych marzeń. Trzymałam w ręku bilet do miejsca, które, jeśli wszystko pójdzie dobrze, niedługo miało stać się moim nowym domem. Dostałam szansę o jakiej śnił każdy pracownik firmy. Wybrano mnie jako reprezentację polskiego oddziału i wysłali do Hiszpanii.

                ‒ Wszystko w porządku. Tu są pani dokumenty. ‒ Mężczyzna oddał mi dowód, po czym pożegnał grzecznym, służbowym uśmiechem.

                Odeszłam, robiąc miejsce następnemu podróżującemu. Zerknęłam na numer bramki, który widniał na bilecie i wyruszyłam w poszukiwaniu swojego wejścia do samolotu. Po dotarciu na miejsce zajęłam jedno z wolnych krzeseł. Chociaż mój pobyt w Barcelonie miał być zaledwie kilkudniowy, to przygotowałam się na niego, jak na miesięczną wyprawę. Zabrałam ze sobą nie tylko ubrania potrzebne do pracy, ale również zamierzałam wykorzystać ten na zwiedzanie. Stąd taka ilość bagażu, musiałam być przygotowana na każdą ewentualność.

                Byłam zakochana w Hiszpanii i od zawsze marzyłam w niej zamieszkać. Moja miłość narodziła się z programów telewizyjnych, czyli popularnych telenoweli, poprzez opowieści romantyczne, kończąc na dźwięcznym języku. Uczyłam się go przez ostatnie cztery lata, co dało mi przewagę nad innymi kandydatami na stanowisko w międzynarodowej firmie, której oddziały znajdowały się między innymi w Polsce i Hiszpanii.

                Uwzględniając to wszystko, czego nauczyłam się do tej pory, to właśnie mnie wybrali jako odpowiedź na propozycję hiszpańskiej filii. Miałam odbyć w Barcelonie rozmowę kwalifikacyjną i jeśli wszystko pójdzie dobrze, zacząć u nich pracę. Aplikując na to stanowisko nawet w najśmielszych snach nie oczekiwałam, że mi się uda.

                Wbiłam wzrok w telefon, ale nie potrafiłam się na niczym skupić, byłam zbyt podekscytowana. Pracowałam w dużej firmie budowlano – remontowej i na samą myśl, że mogłam poznać założyciela, bo tak się składa, że powstała ona właśnie w tym kraju, do którego leciałam, sprawiała, że nie mogłam usiedzieć w miejscu. Byłam architektką, tak jak główny prezes. Nawet w Polsce krążyły o nim legendy. Osiągnął tak wielki sukces w bardzo młodym wieku, że stał się europejskim fenomenem w swojej dziedzinie.

                Podobno pojawił się na konferencji firmowej, która odbyła się w ten weekend w Polsce. Do teraz nie wybaczyłam sobie tego, że tam nie poszłam. Zajęłam się pakowaniem oraz przygotowaniami do wyjazdu do tego stopnia, że kompletnie wyleciało mi to z głowy. Moje myśli znajdowały się wokół hiszpańskich upałów i przystojnych mężczyzn. Przez ostatnie dni chodziłam jak nakręcona. Nie potrafiłam skupić się na niczym, co w żaden sposób nie było związane z wyjazdem. Wiem, że nie było to do końca dojrzałe, ale naprawdę miałam to głęboko gdzieś.

                Doleciały mnie plotki oraz strzępki rozmów, jak koleżanki wprost zachwycały się prezesem. Że taki szarmancki, elegancki, a do tego bardzo przystojny. Zazdrościłam im. Znałam tylko nazwisko, Santos. Specjalnie nie sprawdziłam go w internecie, nie chciałam sobie psuć niespodzianki. Wyobrażałam go sobie jako pewnego siebie mężczyznę, którego charyzma imponowała wszystkim dookoła. Nie chciałam zburzyć tej wizji widząc jego twarz. Bałam się, że prawda nie sprosta moim oczekiwaniom.

                Nadeszła pora wejścia na pokład. Zajęłam swoje miejsce przy oknie i położyłam dłonie płasko na kolanach. Bardzo się denerwowałam. Bałam się latać i specjalnie dopłaciłam, by zarezerwować właśnie siedzenie przy oknie. Łudziłam się, że piękne widoki pozwolą mi się w pewien sposób rozkojarzyć i zapomnieć o tym, że siedziałam w metalowej maszynie, która wbrew prawom fizyki unosiła się w powietrzu.

                W tym celu wzięłam też ze sobą książkę, dobrałam ją nawet tematycznie do okazji. Jej tytuł brzmiał El diablo i opowiadała historię romansu Polki z Hiszpanem. Uśmiechnęłam się pod nosem w rozmarzeniu. Gdyby mi przydarzyła się taka historia… Otworzyłam książkę na pierwszej stronie dokładnie w chwili, gdy czyjś cień padł na kartkę papieru.

                ‒ Przepraszam, czy możesz zamienić się ze mną miejscami? ‒ Niski męski głos zwracający się do mnie po angielsku był czymś, czego bym się zupełnie nie spodziewała.

                ‒ Słucham? ‒ zapytałam rozkojarzona, podnosząc głowę znad tekstu.

                Moje spojrzenie napotkało ciemny wzrok pochylającego się w moją stronę mężczyzny. Na jego widok dosłownie zabrakło mi tchu. Brązowe oczy nieznajomego błyszczały, gdy na mnie patrzył. Ciemne włosy miał dłuższe i lekko zaczesane na prawą stronę. Kilkudniowy zarost pokrywał mocno zarysowaną szczękę. Rękawy od białej koszuli miał wywinięte aż do samych łokci, ukazując muśnięte słońcem przedramiona. Wysportowana sylwetka rysowała się nawet po warstwą ubrań.

                ‒ Halo? ‒ powtórzył, uśmiechając się krzywo.

                Dobrze, że siedziałam, bo jego uśmiech dosłownie zmiótł mnie z nóg. Przez dobrych kilka sekund nie byłam w stanie wykrzesać z siebie ani słowa. Dopiero po chwili otrząsnęłam się z dziwnego otępienia i nerwowo poprawiłam na siedzeniu.

                ‒ Mówisz po angielsku? ‒ ciągnął tym swoim seksownym głosem.

                ‒ Możesz powtórzyć pytanie? ‒ spytałam, zwracając się do niego w tym samym języku.

                ‒ Czy zamienisz się ze mną miejscami? ‒ powiedział cierpliwym tonem.

                ‒ Eeee… ‒ zaczęłam, dukając. Cholera, weź się w garść! ‒ Niestety nie ‒ odparłam, zamykając książkę.

                Jego wzrok padł na okładkę powieści, którą trzymałam na kolanach i kącik ust mężczyzny uniósł się nieznacznie.

                ‒ Znacznie lepiej czuję się przy oknie, byłbym zobowiązany… ‒ urwał, pozwalając zdaniu zawisnąć w powietrzu.

                Zamrugałam. Czy on nie rozumiał słowa „nie”?

                ‒ Już powiedziałam, że nie zamienię się miejscami. Przykro mi. ‒ Wzruszyłam lekko ramionami. Spuściłam wzrok, wbijając go w mężczyznę w czarnym garniturze na okładce. Czułam się niezręcznie, nie cierpiałam takich sytuacji. Jeśli on będzie nalegał, wpadnę w panikę.

                Kątem oka widziałam, jak facet siada na brzegu fotela obok. Cała się spięłam, czując, jak pochyla się w moją stronę. Uparcie wpatrywałam się w książkę, aby tylko nie podnieść na niego wzroku. Wstrzymałam oddech.

                ‒ Chyba nie zrozumieliśmy się dobrze ‒ zaczął cichym tonem. Moje ciało pokryła gęsia skórka, kiedy poczułam na szyi jego ciepły oddech. ‒ Postawię ci drinka ‒ dodał.

                Odważyłam się na niego spojrzeć. Z bliska wyglądał jeszcze lepiej, choć byłam pewna, że to nie było możliwe.

                ‒ Nie ‒ powtórzyłam stanowczo. Jego bliskość naruszała moją przestrzeń osobistą, a fakt, że nie przestawał naciskać, dodatkowo wyprowadzał mnie z równowagi. Poczułam się nieswojo. Rozejrzałam się wokół w poszukiwaniu pomocy, ale nikt nie zwracał na nas uwagi.

                ‒ Potem może jakaś kolacja? Pokazałbym ci miasto… ‒ kontynuował.

                Dotarło do mnie, co właśnie proponował. Zjeżyłam się. Co za bezczelny typ! Narastająca panika szybko zamieniła się w oburzenie.

                ‒ Posłuchaj, kochasiu ‒ zaczęłam ostro, zwracając się do niego twarzą. W jego ciemnych oczach pojawił się dziki błysk i natychmiast pożałowałam swojego tonu. Pozwoliłam mu wyprowadzić się z równowagi, a on tylko na to czekał. ‒ Jak nie pasuje ci miejsce, za które zapłaciłeś takie pieniądze, to już nie mój problem, jasne?

                Zacisnął zęby i cofnął się nieznacznie, za co byłam mu ogromnie wdzięczna. Dystans między nami sprawił, że przestałam się trząść i odzyskałam zdolność trzeźwego myślenia.

                ‒ Ach tak? ‒ mruknął, unosząc wysoko brwi.

                ‒ Dokładnie tak ‒ ucięłam tą bezsensowną dyskusję, odwracając się i ostentacyjnym ruchem otwierając książkę.

                ‒ Pieniądze nie sprawiają dla mnie żadnego problemu ‒ warknął. ‒ Ile chcesz za głupie przesadzenie się? Tysiąc? Dwa?

                Prychnęłam pod nosem oburzona jego bezczelnością. Postanowiłam nie odpowiadać, ale on wcale nie zamierzał ustąpić.

‒ Nie bądź taka uparta ‒ dodał.

Strach zamienił się we wściekłość. Z trudem zachowałam nad sobą kontrolę, aby go za to nie spoliczkować.

                ‒ Wsadź je sobie w dupę ‒ syknęłam, nawet nie zaszczycając go przy tym spojrzeniem.