Kolejnego dnia zakończyłem prace w polu. Wszystko było skoszone i zebrane, a ziarno czekało w silosie. Zawiezieniem ziaren do skupu miał zająć się już ojciec po powrocie ze szpitala. Po południu po zakończonej pracy wykąpałem się i poszedłem do jedynego baru w wiosce. Był piątek i w środku aż roiło się od amatorów zimnego piwa. Spotkałem prawie wszystkich swoich kumpli, a każdy z nich chciał mi postawić kolejkę. Zgadzałem się na to, oczywiście deklarując, że po powrocie z wojska wszystkim się odwdzięczę. Bawiliśmy się i śmialiśmy do bladego świtu. Prawdopodobnie, bo nie pamiętam powrotu do domu. 

Rano obudził mnie potworny kac. Miałem ochotę spać tak długo, aż nie przejdzie, jednak ból głowy nie pozwalał mi zmrużyć oczu. Powlokłem się do kuchni i sięgnąłem po najskuteczniejsze domowe lekarstwo na kaca, czyli sok z kiszonych ogórków. Działał trochę jak bomba atomowa, bo niwelując objawy kaca, potrafił całkowicie przeczyścić wszystkie kiszki, ale w tej sytuacji godziłem się na takie ryzyko. 

 – Dobrze, że już wstałaś – powiedziała mama, kiedy minęliśmy się w przedpokoju. 

Ona właśnie wchodziła do domu, a ja zamierzałem położyć się jeszcze spać. 

 – Jeszcze nie wstałem – burknąłem pod nosem.

 – No właśnie. Pięknie się wczoraj urządziłeś – powiedziała, grożąc mi palcem w powietrzu, jakbym był małym dzieckiem. 

 – Chcesz mi dać karę, czy o co chodzi?

 – Pani Maryna prosiła, żebyś do niej poszedł, kiedy już dojdziesz do siebie. Potrzebuje pomocy. Coś się jej stało z szafą na ubrania i nie może sobie poradzić. 

Skacowana głowa nie przywołała obrazu sprzed dwóch dni, kiedy to Maryna wyraźnie mnie podrywała, dlatego odpowiedziałem odruchowo: 

 – Dobra, ogarnę się i zaraz do niej pójdę.

Wykąpałem się w chłodnej wodzie, a potem zjadłem solidne śniadanie. Pstryknąłem jeszcze butelkę zimnego piwa i w sumie poczułem się znakomicie. Młody organizm jednak bardzo szybko się regeneruje. Ubrałem się w roboczy strój, wziąłem małą skrzynkę z podręcznymi narzędziami i ruszyłem do pani Maryny.

Kobieta była naszą najbliższą sąsiadką nie tylko z uwagi na relacje z moimi rodzicami, ale także lokalizację jej domu. Mieszkała najbliżej w porównaniu z innymi zabudowaniami, jednak to wcale nie było bardzo blisko. Musiałem przejść przez pole pachnące świeżo skoszonym zbożem i mały zagajnik, a potem przez sad, za którym dopiero stał mały parterowy domek Pani Maryny. Choć słońce powoli spadało już w dół po nieboskłonie, było jeszcze bardzo ciepło. 

Wreszcie stanąłem przed drzwiami niewielkiego domu i zapukałem. Otwarła mi gospodyni. Była w szlafroku i wyglądała na zaskoczoną moją obecnością. 

 – Wejdź, proszę – powiedziała i zaprosiła mnie do środka. – Z pewnością czegoś się napijesz. 

Zaprowadziła mnie do kuchni i posadziła na krześle przy małym stoliku jadalnianym. Sama zaczęła krzątać się przy blacie, przygotowując jakąś miksturę. Kremowy szlafrok miała owinięty paskiem, który mocno podkreślał sylwetkę w kształcie klepsydry. Była odwrócona do mnie tyłem, dlatego mogłem bezkarnie oglądać jej długie nogi: mocne, ale bardzo zgrabne. Szlafrok sięgał jej do połowy uda, jednak przy każdym intensywniejszym ruchu materiał podnosił się nieco i szlafrok odsłaniał trochę więcej. 

Po kilku minutach kobieta postawiła na stole szklankę z musującymi tabletkami. Poczułem też wyraźny aromat ziół. Była to autorska mikstura naszej sąsiadki, która podobno była najskuteczniejsza w walce z kacem. Okazała się fatalna w smaku, jednak przełknąłem ją jednym haustem.

 – Mama mówiła, że potrzebuje pani mojej pomocy.

 – Już ci mówiłam, że nie jestem żadna pani i powinieneś zwracać do mnie po imieniu. 

Maryna siedziała przede mną i nachylała się nieznacznie. Miałem niewielkie doświadczenie z kobietami, a zwłaszcza tymi dojrzałymi, jednak byłem całkowicie pewien, że nie miała na sobie stanika. Strzelałem też, że nie ma majtek. Może po prostu była po kąpieli i trochę jej przeszkodziłem, a może… Przełknąłem głośno ślinę. 

 – Maryno – zacząłem nie bez oporów. – W czym mogę ci pomóc? 

 – No widzisz – uśmiechnęła się tajemniczo. – Od razu gadasz jak facet. 

Zaprowadziła mnie do pokoju gościnnego. Nie był duży, ale urządzony z gustem i widać było w nim dotyk kobiecej ręki. Stanęliśmy przed dużą masywną szafą z przesuwanymi drzwiami.

 – To skrzydło co chwilę mi opada. Czy możesz na to jakoś zaradzić?

 – Postaram się. 

Zdjąłem drzwi i dokładnie obejrzałem cały mechanizm. Nasmarowałem szynę i łożyska w kółkach, dokręciłem wieszaki i założyłem ponownie drzwi. Poruszałem nimi w każdym kierunku, dosyć dynamicznie. Nie spadły. Pół godziny roboty i sukces. Zawołałem panią Marynę… wróć, Marynę, na odbiór pracy. Wykonała podobne ruchy skrzydłem, jak ja przed kilkoma chwilami, i pokiwała głową z aprobatą. 

 – Wygląda na to, że wszystko jest w porządku. 

Poruszała jeszcze raz i przy ostatnim otwarciu w skrzydło drzwi zaplątał się skrawek materiału. Z półki z bielizną wyskoczył czarny koronkowy stanik z wielkimi miseczkami. Był bardzo elegancki i uznałem, że jest to bielizna na specjalne okazje. Upadł na podłogę tuż pod moimi nogami. Szybko złapałem go i podałem właścicielce. 

 – Podoba ci się taka bielizna? – zapytała, zwlekając z odebraniem kłopotliwego przedmiotu. 

 – Nie wiem – odparłem całkowicie skołowany.

 – Jak to nie wiesz? Jesteś facetem, powinieneś wiedzieć, czy wolisz kobiece piersi zapakowane w koronkowy stanik, czy jednak nagie. Takie jak te.

To mówiąc, rozwiązała sznurek i odwinęła poły szlafroka. Myliłem się jednak, co do jej bielizny. Miała na sobie majtki. Tylko majtki.

O autorze

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *