– Żeby życie miało smaczek, raz dziewczynka, raz chłopaczek.

 – Przestań pieprzyć, Gośka, przecież to nie tak. 

 – A jak inaczej? Nie oszukuj się Monika, właśnie przeleciałaś dziewczynę i zrobiłaś to całkiem dobrze. Przyznaj, że ci się podobało?

 – Było super, ale to przecież tylko tak po przyjacielsku. Przyjaciółki robią takie rzeczy, prawda? 

 – Takie rzeczy robią kochanki. 

* * *

Siedziałam przy oknie i spoglądałam na przesuwający się krajobraz. W wagonie panował głośny szum, a koła pociągu stukały rytmicznie o tory. Przypomniałam sobie artykuł w jednym z pism, w którym ekspert tłumaczył pochodzenie tego dźwięku. Podobno tory kolejowe składają się z odcinków przedzielonych kilkucentymetrowymi szczelinami. Kiedy koło dostanie się w taką szczelinę, słychać głośne stuknięcie. Nie miałam pojęcia, po co są te szczeliny, ale mając tę wiedzę, stukanie wydawało się bardziej oswojone. 

Przez oko widziałam już znajomą okolicę, a po chwili pociąg zaczął zwalniać. Pozbierałam swoje rzeczy, ciepły płaszcz i podręczną torbę na kółkach, a następnie wyszłam z przedziału. Choć powinnam się cieszyć, że wreszcie wróciłam do domu po kilku dniach delegacji, nie czułam radości. Wracałam do smutnego domu, ponurego męża i nudnego życia. Szłam wąskim korytarzem w stronę zatłoczonego wyjścia z wagonu niczym skazaniec prowadzony na ścięcie. 

– Monika! – Usłyszałam za sobą znajomy kobiecy głos. 

W pierwszej chwili nie zareagowałam na niego, próbując w myślach dopasować głos do znanej mi osoby. Przecież kobieta wcale nie musiała wołać mnie. Po chwili jednak głos powtórzył moje imię i poczułam szarpnięcie za rękaw płaszcza. Odwróciłam się i zobaczyłam twarz mojej przyjaciółki z lat szkolnych. 

– Co ty, Monika, całkiem ogłuchłaś? Nie poznajesz mnie? 

– Gośka? Nie widziałam cię wieki. 

Uściskałyśmy się na tyle serdecznie, na ile pozwalały warunki w pociągu i towarzystwo postronnych osób. 

– Świetnie wyglądasz – powiedziała dawna przyjaciółka. – Nic się nie zmieniłaś przez te kilka lat. 

– Prawie czternaście – uściśliłam. – Od matury minęło już prawie czternaście lat. 

– Ale to zleciało! Co porabiasz? Jak żyjesz?

– Wiesz, jak jest: dom, mąż, praca. Życia proza. A co u ciebie?

– Kolorowo – powiedziała ze szczerym uśmiechem. – Długo by opowiadać. 

Naszą rozmowę przerwał dźwięk otwieranych drzwi. Wszyscy pasażerowie zgromadzeni przy wyjściu teraz kolejno schodzili po schodkach i zeskakiwali na peron. Ta czynności wymagała skupienia, dlatego wszystkie rozmowy ucichły. Także nasza. 

 – Może wyskoczymy na jakąś kawę? – zaproponowała Gośka, kiedy już stałyśmy na zatłoczonym peronie przed budynkiem dworca. 

 – Bardzo chętnie, ale nie dziś. Nie było mnie w domu przez kilka dni, a mąż pewnie czeka na mnie z kolacją niespodzianką. Jak zawsze. 

 – Rozumiem. To może zdzwonimy się w przyszłym tygodniu? Usiądziemy gdzieś, jak dawniej i powspominamy. Co ty na to?

 – Jasne!

Wymieniłyśmy się numerami telefonów i rozeszłyśmy w przeciwnych kierunkach. Przeszłam kilkadziesiąt metrów na przystanek i wsiadłam do autobusu, który jechał w stronę mojego osiedla. Przez całą trasę do domu zastanawiałam się, dlaczego okłamałam Gośkę. Chyba wstydziłam się swojego życia i tego, jak je poprowadziłam. Maciej pewnie nawet na mnie nie czekał, nie mówiąc już o kolacji niespodziance. Byłam w stanie się założyć, że siedział w piwnicy i dłubał w tych swoich kawałkach drewna. Tworzenie jakiś średniowiecznych postaci z drewna zajmowało go bez reszty i poświęcał na to każdą wolną chwilę. Ja rzuciłam się w wir pracy. W korporacji zawsze było coś do roboty. Mile widziane były nadgodziny, a do wyjazdów służbowych zgłaszałam się na ochotnika. Tak nasze wspólne życie zaczęło się rozjeżdżać w różne strony.

Mieszkanie było puste. Tak jak się spodziewałam, Maciej siedział w piwnicy. Nawet nie zadzwoniłam do niego, żeby wyszedł na górę i przywitał się ze mną. Nie chciałam jego towarzystwa. Wolałam zostać sama. Jako kolację niespodziankę sama musiałam przygotować sobie jedno z gotowych dań, które znalazłam w lodówce. Formę niespodzianki miało losowanie smaku potrawy. Zjadłam, wykąpałam się i poszłam do sypialni. Ciemny listopadowy wieczór nie zachęcał do niczego innego, tylko wskoczenia do łóżka pod ciepły koc. 

Czysta, pachnąca i w samej koszulce nocnej poczułam się bardzo błogo. Uśmiechnęłam się do siebie. Niczego już nie musiałam. Miałam czas tylko dla siebie. Chwilę tarzałam się w czystej pościeli, jak mały szczeniak, przyjmując wszystkim receptorami łaskoczący dotyk materiału. Wreszcie poczułam ochotę na seks. Macieja jeszcze nie było i byłam zdana tylko na siebie, jednak nie przeszkadzało mi to. Nasze życie seksualne w ostatnich miesiącach też nie wyglądało najlepiej, o ile w ogóle można mówić o jakiejś aktywności w tej dziedzinie. Zdążyłam się już przyzwyczaić, że swoje potrzeby seksualne najlepiej zaspakajam samodzielnie. 

Upewniłam się, że drzwi do sypialni są zamknięte, rozebrałam się i wskoczyłam do łóżka. Przyłożyłam palce do pachwiny i skierowałam je dalej w stronę nabrzmiałych warg łechtaczki. Poczułam gorąco i wilgoć dochodzące z wnętrza szczelinki. Wtedy przypomniałam sobie Gośkę i jedno z naszych ostatnich spotkań u niej w pokoju. Dawno do niego nie wracałam, tymczasem wspomnienia okazały się niezwykle intensywne. 

O autorze

Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.