– Ona wyraźnie a ciebie leci! – rzuciła moja żona.
Drzwi do naszego domu właśnie się zamknęły, a chwilę wcześniej zniknęła za nimi kobieta pomagająca nam w domowych obowiązkach. Gośka stała na schodach prowadzących z przestronnego holu na wyższe piętra i z uśmiechem obserwowała moje zmieszanie.
– Kto na mnie leci? – zapytałem.
– No Klaudia, nasza gosposia – wyjaśniła. – Nie mów, że tego nie zauważyłeś?
– Nie bardzo – przyznałem szczerze.
Gośka zeszła kilka schodów w dół w moją stroną. Zatrzymała się na pierwszym stopniu i w tym układzie dorównywała mi wzrostem. Spojrzałem w błękitne oczy trzydziestoletniej kobiety z lekką obawą. Gośka już nie raz pokazała mi, że potrafi być okropnie zazdrosna. Bałem się, że tym razem będzie podobnie.
– Ty gapo – powiedziała, zarzucając mi ręce na ramiona. – Nie zauważyłeś, że zgrabna atrakcyjna dziewczyna leci na ciebie? Chyba zaczynasz się starzeć.
– Kocham cię i nie interesują mnie inne kobiety – odparłem rezolutnie. – Jeśli to cię uszczęśliwi, zwolnię ją. Jeszcze dziś zadzwonię i prześlę jej odprawę.
Goska uśmiechnęła się tajemniczo i złożyła mi na ustach pocałunek.
– Nie, mój kochany. Mam nieco inny pomysł.
* * *
Plan Gośki był szalony. Chciała, żebym pozwolił Klaudii na nieco więcej. Miałem ulec jej zabiegom, a potem sprawdzić, jak daleko jest w stanie się posunąć. Gośka dała mi też kilka wskazówek na wypadek, gdyby dziewczyna była gotowa pójść na całość.
Wiem, że żona wpuszczająca męża w ramiona innej to nietypowe zachowanie. Byliśmy jednak małżeństwem z kilkunastoletnim stażem. Lubiliśmy eksperymentować w łóżku, a czasem nawet zdarzało nam się wpuszczać do sypialni dodatkową osobę. Z reguły była to jednak panienka lekkich obyczajów, która spełniała nasze zachcianki. Tym razem miało być nieco inaczej.
Dwa dni po ostatniej wizycie rozmowie, Klaudia zjawiła się w naszym domu koło południa. Natychmiast zabrała się za przygotowywanie obiadu i drobne porządki. Gośka z reguły wracała z pracy późnym popołudniem, a ja pracowałem z domu. Kobieta starała się, żeby mi nie przeszkadzać. Jednocześnie miała spore pole do popisu i mogła swobodnie próbować zwrócić na mnie swoją uwagę.
Klaudia była mniej więcej w wieku Gośki. Dopiero teraz zwróciłem uwagę na to, jak zgrabne było jej ciało. Była znacznie szczuplejsza od mojej żony, dlatego fizycznie bliżej jej było do nastoletnich uczennic. Osobiście wolałem kobiety pełniejsze, takie jak Gośka. Musiałem jednak przyznać, że nasza gosposia mogła się podobać facetom. Przed rozmową z Gośką nie zwracałem uwagi na jej zachowanie. Od tej pory jednak zacząłem zauważać gesty i sytuacje, które potwierdzały spostrzeżenia mojej żony. Kobieta często niby przypadkiem wpadała na mnie w domu, kiedy szedłem do łazienki. Szukała też innych okazji do spotkania.
Tym razem weszła do mojego gabinetu z filiżanką kawy, o którą w sumie nie prosiłem. Obeszła biurko, przy którym siedziałem, i postawiła filiżankę na blacie. Nachyliła się przy tym i pozostała przez kilka sekund w tej pozycji, żebym miał czas na obserwowanie jej drobnego biustu wyłaniającego się zza dekoltu bluzki. Potem wyprostowała się, obdarzyła mnie serdecznym uśmiechem i powiedziała:
– Proszę bardzo. Smacznej kawusi.
Odwróciła się i ruszyła w stronę drzwi, falując szczupłymi zgrabnymi pośladkami, schowanymi za obcisłymi getrami. Nie było w tym przypadku, wyraźnie zwracała na siebie moją uwagę.
Po kilku godzinach pracy wszedłem do kuchni. Pomieszczenie było wręcz przesycone zapachami i aromatami przygotowywanych potraw. Klaudia kręciła się przy wyspie kuchennej, a kiedy mnie zauważyła, przywitała serdecznym uśmiechem.
– Jak panu smakowała kawa? – zapytała.
– Bardzo dobra, dziękuje.
– Smaczna, bo prosto z serca – powiedziała, kładąc dłoń na bluzce po lewej stronie. Dokładnie pod miejscem, w którym tkaninę wypychała drobna pierś.
– Mojej żony nie będzie na obiedzie. Spóźni się – powiedziałem.
Kobieta posmutniała.
– A ja tyle pyszności przygotowałam. To teraz wszystko się zmarnuje.
– Niekoniecznie. Możemy razem zjeść obiad. Jeśli pani zechce.
– Oczywiście! – ucieszyła się. – To będzie dla mnie wielka przyjemność.
Po chwili siedziałem już przy stole, a kobieta nalewała do półmiska pachnącą warzywną zupę. Usiadła naprzeciwko mnie i zabraliśmy się do jedzenia. Kątem oka widziałem, że spogląda w moją stronę. Kiedy odwzajemniałem spojrzenie, nie uciekała wzrokiem. Wręcz przeciwnie, pewnie patrzyła w moją stronę z lekkim ciepłym uśmiechem na ustach.
Drugie danie było równie aromatyczne i smaczne, co zupa. Potem kobieta pozbierała naczynia ze stołu, praktycznie nie spuszczając ze mnie wzroku.
– Dawno nie jadłem tak dobrego obiadu – przyznałem. – On także był robiony od serca?
– Specjalnie dla pana. Moim obowiązkiem jest o pana dbać.
– Przygotowałam też deser – dodała po chwili nieco ciszej.
– Hmm, to niesamowite, że udało się pani przygotować tyle potraw w tak krótkim czasie.
– Nad deserem muszę jeszcze popracować, bo nie jest gotowy.
– W takim razie poczekam w gabinecie.
– Może pan zostać tu, gdzie siedzi – powiedziała. – Nie wiem tylko, czy jest pan na niego gotowy. Klaudia przesunęła nieco stół w taki sposób, że nagle siedziałem na krześle niemal na środku kuchni. Stanęła przede mną tak blisko, jak tylko było to możliwe. Stale utrzymywała kontakt wzrokowy. Położyła mi dłoń na szyi. Nie zaprotestowałem, dlatego przesunęła dłoń dalej w dół po klatce piersiowej i brzuchu, ukrytymi za koszulą. Zatrzymała ją dopiero w okolicach paska.