Nie chodzi tylko o seks. Prawdziwym problemem jest brak możliwości tworzenia relacji z innym człowiekiem. „Co masz na sobie?” – spoglądam w dół na swój strój: poplamiony dres, który nosiłam przez ostatnie cztery tygodnie i kłamię (nie pierwszy i nie ostatni raz tego dnia).
Rozmowy tego typu – z kolejnym wrażliwym chłopakiem bez twarzy w kolejnej aplikacji randkowej – stały się moim ulubionym narkotykiem w ciągu ostatniego roku. Cóż, nie jestem już nawet pewna, czy to była świadoma decyzja. Bardziej przypomina formę nawykowego samoleczenia, determinowaną czynnikami rynkowymi. Nowa partia starej substancji, która zalała system, przy całkowitym braku innych nowych substancji poprawiających nastrój.
Podobnie jak inne samotne kobiety najbardziej tęsknię za takimi najzwyczajniejszymi sytuacjami. Przedłużone spojrzenie w oczy nieznajomego w autobusie. Niezobowiązujący flirt z kimś (z kimkolwiek) na siłowni. Nie musiało to nawet mieć podtekstu seksualnego. Mógł to być kolega komentujący moją nową fryzurę, przyjaciel, który zauważył, że nowe dżinsy zabójczo podkreślają mój tyłek albo ten dzień, kiedy idealnie narysowałam sobie kreskę kredką nad okiem. Ale co się dzieje, gdy nagle jesteś sama przez 95% swojego czasu i te ulotne chwile przypadkowego pożądania, te chwile bycia zauważonym przez innych, po prostu… znikają?
To normalne chcieć czuć się pożądanym
Przez ostatni rok lockdownu ludzie zakładali, że najtrudniejsza w życiu singla w tym okresie jest samotność, brak możliwości chodzenia na randki i uprawiania seksu bez zobowiązań. Tak, to wszystko było brutalne. Ale dla mnie najgorsza była ta pustka, która pozostała po tym wspaniałym uczuciu, gdy wiedziałam, że ktoś mnie pożąda. Nie chodzi mi nawet o pragnienie innych, chociaż to ważne. Ważniejsza jest sama możliwość doświadczenia (lub przynajmniej wyobrażenia) pożądania mnie przez innych.
Pożądanie można porównać do poczucia upojenia. Widzieć siebie w ich oczach jako istotę seksualną, która jednym ruchem może zmienić kierunek ich podróży. Nie mam na myśli tego w sposób narcystyczny czy arogancki. Ta potrzeba jest podstawowym ludzkim impulsem. To normalne, że chcę czuć się pożądana. Zupełnie naturalne jest również cierpienie, gdy czuję się niewidzialna.
Ludzie tak naprawdę pragną utworzyć relacje, czy to seksualną, miłosną, emocjonalną lub intelektualną. To, czego tak naprawdę szukamy na wiele sposobów, jest odbiciem nas samych, pragnieniem bycia wysłuchanym i uchwyconym oraz pragnieniem zrobienia tego również dla innej istoty. To jest sensem naszej egzystencji.
Dlatego też właśnie to poczucie nieistnienia, całkowitej niewidzialności dręczy mnie i miliony podobnych mi samotnych osób od początku pandemii. Nasze normalne życie, nawet bez większych starań, daje nam niezliczone możliwości, by być widzianymi przez innych. Wystarczy chodzić do barów, umawiać się na randki, być zabawnym podczas spotkań z przyjaciółmi, pomagać swoim rodzinom, utrzymywać kontakt z kolegami z pracy. Dzięki temu można zebrać nadmiar tak bardzo pożądanej uwagi i miłych spojrzeń, aby w niedzielny wieczór z uśmiechem usiąść samotnie na sofie, przykryć się kocem i obejrzeć jakiś film. Ale ten nowy świat jest pozbawiony zmysłowości. Żadnego zapachu, dotyku, smaku ani wzroku, który wykracza poza ekran. Pod każdym względem jest dwuwymiarowy, a każdy dzień stał się tym długim, niedzielnym wieczorem.
Pożądanie, a lockdown – co miało wspólnego?
Podczas pierwszego lockdownu próbowałam kompensować te braki na różne sposoby, wzmacniając aspekty towarzyszące pragnieniu, np. nakładałam mocny makijaż przed wyjściem do supermarketu. Wykopałam parę starych dżinsowych szortów i krążyłam w nich po moim lokalnym parku, pieprząc wzrokiem wszystko, co ma chromosom Y i puls. No i szalałam w aplikacjach randkowych.
Nie byłam sama. Aplikacje tego typu odnotowały 50% wzrost rejestracji w pierwszej połowie 2020 r. w porównaniu z tym samym okresem w poprzednim roku. I nastąpił 1500% wzrost (nie, to nie literówka) wśród istniejących użytkowników wskazujących, że są zainteresowani „sextingiem” na swoich profilach. Jestem prawie pewna, że gdyby można było wykorzystać moc energii seksualnej, która krążyła wtedy w sieci, spokojnie można by ją wykorzystać do schłodzenia światowego zapasu szczepionek.
Potem, w miarę upływu czasu, jak krople kapiące z cieknącego kranu, moje własne pragnienie łomotało w moim sercu. Potrzebowałam głośniejszych, bardziej niebezpiecznych i odważniejszych rzeczy, aby to zaspokoić. Świat znów się otworzył i nagle mogliśmy umawiać się na randki, chodzić do barów i restauracji, spotykać się z przyjaciółmi na świeżym powietrzu. Samotne mieszkanie i niewidywanie żadnego ze starszych członków mojej rodziny stało się rodzajem błogosławieństwa, co oznacza, że mogłam żyć z tak niskim ryzykiem, na jakie pozwalały ograniczenia rządowe.
W tych okresach pomiędzy blokadami, kiedy ograniczenia były tymczasowo łagodzone w pewnych obszarach, zauważyłam narastający wzorzec impulsywności seksualnej w sobie i moich interakcjach z innymi. Kiedyś zawsze rozsądnie podchodziłam do randek i nie podejmowałam ryzyka. Teraz z każdym kolejnym miesiącem stawałam się coraz bardziej emocjonalnie lekkomyślna. Tak, jak inni kupowali masowo papier toaletowy, ja gromadziłam zapasy mężczyzn, budując kolekcje zalotników, do których mogłam się udać, gdy potrzebowałam tego uderzenia dopaminy. Wpadłam w wir randek i wydawało mi się, że się zakochuję w facetach, których imion już nie pamiętam.
Dlaczego pożądanie i fizyczny pociąg są tak ważne?
Patrząc wstecz, wiedziałam, że nie mam nic wspólnego z żadnym z nich, ale przekonywałam siebie, że jest inaczej, ponieważ w każdej chwili muśnięcie czyjejś nogi o moją pod stołem, zapach jego szyi, gdy pochylał się, by mnie pocałować, mogły być znowu zabrane. Nie miało znaczenia, czy mi się podobali, ważne było tylko to, że ja im się podobałam. Że mnie widzieli i potwierdzali moje istnienie, choćby przez jedną noc. Kiedy po trzech randkach znikali z mojego życia bolało to bardziej niż kiedykolwiek wcześniej, ponieważ potwierdzało to, co już podejrzewałam: przez cały czas byłam niewidzialna.
Pożądanie, a przesada
Idealnie ilustruje moje uczucia porównanie zwykłego uczucia głodu do głodu pożądania. Jeśli ktoś nagle zostanie pozbawiony jedzenia, to jego mózg może zareagować na kilka przewidywalnych sposobów. Może zdecydować się na stłumienie uczucia głodu i „wyłączenia się”.
Może zacząć zabierać jedzenie innym, podejmując różnego rodzaju ryzyko, aby zdobyć żywność, której pragnie. Kiedy jedzenie stanie się znowu dostępne, niektórzy mogą być tak zamknięci, że nadal będą głodować lub pójdą w drugą stronę – zaczną się objadać.
To właśnie ja zrobiłam. Objadałam się mężczyznami, a każda uczta sprawiała, że czułam się bardziej pusta i bardziej samotna niż wcześniej, aż w końcu rząd ponownie odciął mi dostawy. Pożądanie jest dość dziwne, co nie? Pragniemy go i wydawać by się mogło, że jest nam potrzebne niczym powietrze! Wpływa nie tylko na nasze potencjalne związki i zakochanie, ale też na zmiany nastroju (nawet nieświadomie).
Jednak okazało się, że ten ostatni lockdown był tym, czego potrzebowałam. Dał mi możliwość odejścia od ciągłego randkowania, które stworzyła próżnia pożądania. Wciąż rozmawiam z mężczyznami i choć nie szukam obecnie partnerów, wciąż umawiam się na randki i cieszę się dziwnym dreszczem pożądania, jakie przynoszą. Pamiętam jednak, że już nie potrzebuję, aby mnie ciągle patrzyli na mnie z pożądaniem, abym mogła poczuć się widziana, bo w końcu zaczęłam sama siebie widzieć wystarczająco wyraźnie. Dziwna sprawa to pożądanie, co nie?
Nadzwyczajny tekst. Nadzwyczaj celne spostrzeżenia.
Piękna analiza ludzkiego umyslu